Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi WuJekG z miasteczka Kraków/Gorlice. Mam przejechane 257162.93 kilometrów w tym 3902.02 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.97 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy WuJekG.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

[300-1500km :)]

Dystans całkowity:31015.24 km (w terenie 115.90 km; 0.37%)
Czas w ruchu:1106:52
Średnia prędkość:28.02 km/h
Maksymalna prędkość:77.88 km/h
Suma podjazdów:261301 m
Maks. tętno maksymalne:181 (94 %)
Maks. tętno średnie:142 (73 %)
Suma kalorii:19998 kcal
Liczba aktywności:66
Średnio na aktywność:469.93 km i 16h 46m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
802.90 km 5.00 km teren
27:13 h 29.50 km/h:
Maks. pr.:54.70 km/h
Temperatura:
Podjazdy:5113 m
Rower:Sauron(i)

Cz7: Polska Zachodnia w zbyt dużych dawkach

Środa, 6 czerwca 2018 | Komentarze 5

Niesulice-Świebodzin-Międzyrzecz-Ośno Lubuskie-Kostrzyn n/Odrą-Sarbinowo-Gozdowice-Osinów Dolny-Cedynia-Chojna-Gryfino-Szczecin-Gryfino-Stepnica-Wolin-Kamień Pomorski-Cerkwica-Niechorze-Trzebiatów-Kołobrzeg-Ustronie Morskie-Koszalin-Dąbki-Darłowo-Sławno-Polanów-Bobolice-Grzmiąca-Barwice--Szczecinek-Przyjezierze-Borne Sulinowo-Czaplinek-Mirosławiec-Kalisz Pomorski-Drawno-Choszczno-Pełczyce-Barlinek

Jakoś tak wyszło, że zmieniłem dystans Pięknego Zachodu prawie w ostatniej chwili, z komfortowego 1001 na mniej komfortowy 1901km (realnie- prawie 2000km). Głupio tak w pierwszej połowie sezonu, jeszcze bez dobrego odpoczynku ostatnimi tygodniami, ale punkty pucharowe były za zaliczenie.
Start z ostatniej grupki, o 8.10. Wpadam w boczny wiatr za Międzyrzeczem i do 1PK doganiam wszystkich. Oczywiście kto chce to trzymie się za mną na moje tempo (powtarzając mi czasem na postojach, że jedzie swoje;)). Potem jest trochę dobrego wiatru, omijam bigos na 2PK (bigos już? tak wcześnie?) i zjadam jajka z żurku na 3PK (wstrętnego żurku...Karol wygrał, bo wyprosił ryż z warzywami). Piję za dużo czystej wody, czasem tylko wstępuję do sklepów po coś innego. W Gryfinie oczywiście łapie mnie szlaban, a potem korki wzdłuż Szcz(e)cina. Na kolejnym PK, w Stepnicy, połykam fajny gulasz i gonię dalej.
Jest Wolin, wiatraki, po drodze sklepy i wilgoć wieczorna i w końcu Niechorze z przepakiem i większym jedzeniem. To jeden z moich dwóch przepaków, dorzuciłem tu tylko ciuchy na noc (żeby nie wozić, z obowiązkowymi rękawiczkami, bo pamiętałem naciąganie rękawków na MRDP w 2013r). Zaczynam czuć powoli formujące się od kilku dni otarcie od wkładki, zasmarowuję się sudocremem. Nie wiem kiedy minąłem Kołobrzeg i Koszalin, ale po drodze wstępuję na Orlen w celu doładowania hotdoga, a WruBel jedzie już sam, bez mojego światła. Kolejny PK w Dąbkach nie rozczarowuje ;) - drożdżówka i kola pod zamkniętą gospodą - bo orgowie nie pomyśleli, że ktokolwiek mógłby dojechać tu jeszcze w nocy (502km, c'mon!).
Za Sławnem zaczynają się hopki i górki...i przysypiam. I to tak poważnie przysypiam. Na ostatnich hopach dogania mnie Adam (na krótko! w taką zimną noc!) i próbuje urwać. Ale dojeżdżam z małą przewagą do Leśnego Gościńca na PK7, na stygnącą herbatę i kanapki. Czuję tyłek, czuję, że coś nie tak z nawodnieniem i zostaję leżąc z głową na stole, dopóki się trochę nie ociepli.
Wjazd w poranne pojezierze jest przefajny. Dobijam w skwarze jakoś do Szczecinka, odbijam na krajówkę (w miarę fajną) i tracę nadgarstki na Borne Sulinowo. W Bornym na PK8 jakieś pierogi i zimne picie. Dojeżdża Agatka, trochę zrezygnowana ale nawet siada do pierogów.
Wyjazd z Bornego taki sam jak wjazd - po wujowych płytach. Nudna krajówka, fajne lasy, niebezpieczna krajówka (bez pobocza, czasem skaczę na trawę przed ciężarówkami) i przysypiając zjeżdżam na parking leśny na 15 minut drzemki. Chyba w tym czasie wyprzedzają mnie wszyscy, którzy jeszcze nie wyprzedzili. W tym samym też czasie wysiada mój monitoring (a obserwatorzy myśleli, że wpadłem pod jakieś auto). PK9 lepiej przemilczeć na tym samym parkingu, na którym się znajdował. Do Barlinka dojeżdżam chyba przed 18tą. Do najlepszego PK na trasie - jest jajecznica, są prysznice i ręczniki (biorę tak na szybko, bo i tak nie mam rzeczy na zmianę), są owoce i ciasta, są materace i kocyki (korzystam na niecałe 2h). Wszyscy już odjechali, wszyscy z czołówki, mam na tyle nieprzyjemne odparzenia, że nie staram się gonić na siłę. Mam na tyle poważne odwodnienie, że muszę koniecznie uzupełnić poziom elektrolitów i nie pić tylko wody. Ostatecznie odpuszczam rywalizację o miejsce, zastanawiając się poważnie nad skróceniem udręki na 1K kilometrów.
Średnia temperatura za dnia około 23*C, gdy nagrzewał się rower - nawet do 34. Nocą spadała do 2-4*C.
CLIMB: max 6,5%
słoneczko od samego rana
słoneczko od samego rana © wojtekjg
długie proste w Lubuskie
długie proste w Lubuskie © wojtekjg
przejeżdżamy tuż obok MRU
przejeżdżamy tuż obok MRU © wojtekjg
Karol hopkuje jakąś hopkę
Karol hopkuje jakąś hopkę © wojtekjg
Karol in aero mode
Karol in aero mode © wojtekjg
kultowa ściana z MRDP z okolic CedyńskiegoPK, wielu za nią spało
kultowa ściana z MRDP z okolic CedyńskiegoPK, wielu za nią spało © wojtekjg
ioski doliny Odry
ioski doliny Odry © wojtekjg
czołgi po drodze
czołgi po drodze © wojtekjg
widoki doliny Odry
widoki doliny Odry © wojtekjg
Gryfino
Gryfino Chojno © wojtekjg
7 minut czekania na trzy pociągi - bo taka karma na tym maratonie
7 minut czekania na trzy pociągi - bo taka karma na tym maratonie © wojtekjg
trasy przez lasy
trasy przez lasy © wojtekjg
fajny gulasz z sudocremem w Stepnicy
fajny gulasz z sudocremem w Stepnicy © wojtekjg
wiatraki oznaczają zbliżanie się do Wolina
wiatraki oznaczają zbliżanie się do Wolina © wojtekjg
fiolety podwiatrakowe
fiolety podwiatrakowe © wojtekjg
podwieczone pola nadmorskie
podwieczone pola nadmorskie © wojtekjgdroga w stronę Colbergu
droga w stronę Colbergu © wojtekjg
wschód księżyca przed Darłowem
wschód księżyca przed Darłowem © wojtekjgporanek na ciepłych polach
poranek na ciepłych polach © wojtekjg
zaczynają się bruki zachodniopomorskie
zaczynają się bruki zachodniopomorskie © wojtekjg
po lasach okolicy Szczecinka czają się małe stawki
po lasach okolicy Szczecinka czają się małe stawki © wojtekjg
okolice J.Ciemino
okolice J.Ciemino © wojtekjg
krajobrazy zachodniopomorskie
krajobrazy zachodniopomorskie © wojtekjg
jeden z niewielu podjeździków
jeden z niewielu podjeździków © wojtekjg
zbliżają się żniwa
zbliżają się żniwa © wojtekjg
industrialny krajobraz obrzeży Szczecinka
industrialny krajobraz obrzeży Szczecinka © wojtekjg
żurek pasący się na polu
żurek pasący się na polu © wojtekjg
pieprzone płyty do Bornego Sulinowa
pieprzone płyty do Bornego Sulinowa © wojtekjg
nad J.Pile
nad J.Pile © wojtekjg
droga na Mirosławiec
droga na Mirosławiec © wojtekjg
powietrze chłodzone jest przez silny wiatr
powietrze chłodzone jest przez silny wiatr © wojtekjg
przyjemne lasy po zjeździe z krajówek
przyjemne lasy po zjeździe z krajówek © wojtekjg
boczne drogi popołudniem
boczne drogi popołudniem © wojtekjg
postój na lody przy polach  facelii
postój na lody przy polach facelii © wojtekjg
w Barlinku
w Barlinku © wojtekjg
punkt w Barlinku, na pewno wygrywający ze wszystkimi!
punkt w Barlinku, na pewno wygrywający ze wszystkimi! © wojtekjg


Dane wyjazdu:
300.50 km 0.50 km teren
10:18 h 29.17 km/h:
Maks. pr.:72.10 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy:3354 m
Rower:Sauron(i)

Podhalańsko-spisskie krążenie

Czwartek, 10 maja 2018 | Komentarze 0

Gorlice-Ropska-Ptaszkowa-Królowe-Nowy Sącz-Łazy Biegonickie-Stary Sącz-Tylmanowa-Ochotnice-Harklowa-Nowa Biała-Gronków-Bór-Szaflary-Ludźmierz-Rogoźnik-Stare Bystre-Maruszyna-Szaflary-Bór-Nowa Biała-Krempachy-Frydman-Niedzica-Sromowce-Krośnica-Krościenko-Łącko-Stary Sącz-Nowy Sącz-Królowe-Bogusza-Florynka-Wawrzka-Gorlice

Szybki wyskok na kontrole nietoperzowe w okolicy rezerwatów na Podhalu i Spiszu.
Popołudniem wiatr mocny i nieprzewidywalny: wieje w twarz, zaraz wieje z boku, a za chwilę (na chwilę) pomaga. I jazda interwałowa.
Zjazdy z Knurowskiej emocjonujące, przez resztki piasku na zakrętach i liczne samochody idące na czołówkę na wirażach. Obiad kurczakowy i wieczorno nocna objazdówka kościołów i starszych drewnianych domów, z nasłuchami. Kończę po 22giej nad jeziorem i wbijam w kilka podjazdów pienińskich. A potem niestety dolina Dunajca i coraz większa, hamująca wilgoć. Na pitstopie w NS zakładam (dopiero) nogawki, wilgoć trzymie dalej i jedzie się ślamazarnie. Na szczęście są podjazdy w lesie, wtedy jest trochę szybciej.
Gorlice osiągam około 2.30.
CLIMB: max 15%

Rosochatka

Przehyba góruje nad Dunajcem w Kadczy

Dolina z Ochotnicami z Knurowskiej

sielsko nad Harklową

gniazdo 3Koron z daaaaleka

zjazd w stronę jeziora

droga w góry

Maruszyna

na podwieczornym mostku

stare drewniane budynki w Starem Bystrem

to spojrzenie...

Babia Góra z nadchodzącym frontem burzowym

Cisowa Skała i Jowisz (Jowisz???) - jednak Wenus ;)

kościółek w Krempachach

Jezioro Sromowieckie


Dane wyjazdu:
512.30 km 0.00 km teren
15:33 h 32.95 km/h:
Maks. pr.:65.20 km/h
Temperatura:18.0
Podjazdy:2677 m
Rower:Furia

Kń25: Pikny Wschód

Sobota, 28 kwietnia 2018 | Komentarze 4

Tu będzie jakiś opis heroiczno-epickich zmagań z aurą, dziurami w drogach, niechceniem, innymi zawodnikami, brakiem posiłków na punktach żywieniowych, chrabąszczami majowymi i sobotnimi kierowcami. Tak za chwilkę.
CLIMB: max 10%

EDIT:
Bo to było tak...
Gdybym podszedł do tematu strategicznie, zadeklarowałbym gorszy czas żeby wystartować z tyłu, z dalszej grupy. Potem spokojnie dociągnąć do przodu, nie pokazując swojego tempa i utrzymać miejsce. Ale pojechałem z przodu, wg jakiegoś swojego planu.
Wystartowaliśmy około 7.,gdy Kurier dopalił papierosa.
Jeszcze w pierwszych minutach sądziłem, że wiatr jednak nie ruszy. Ale tuż za miastem zaczęło wiać mocno w twarz. Pochyliłem głowę i zacząłem jechać 'swoje'. 'Ten gość w fluo kompresach'  trzymał się ciągle kawałek za mną, na prostych widziałem go spory kawałek za sobą. Nawigacja jak to nawigacja, nie pokazała mi skrętu na Puchaczów, potem już co chwilę spoglądałem na mapkę.  Pierwsze 100km poniżej 3h, niestety punkt 1 w Krasnystawie kilka chwil później (także przez remonty ronda), na dodatek chwilę pokrążyłem, bo nie był ewidentnie oznaczony. Obsługa miła, ale książeczki nie chciała mi podbić, chwyciłem banana i wodę, podpisałem się, podziękowałem za gorące i wybiegłem. Na parkingu minąłem się z Karolem-od-kompresów.
Za Krasnystawem nogi puściły i mimo wiatru górki wchodziły szybko (chociaż >50km/h rzadko się pojawiało). Dziwny punkt koło parku w Hrubieszowie (też letko błądzę), tym razem jest pieczątka, podpis, wciskają mi jakieś żelki, biorę banana i wodę.
Pagóry wchodzą równo, zrobiło się ciepło ale dalej wieje w twarz i to dość mocno. Za Tomaszowem wpadam do sklepu na puszkę MDew i odbicie podrywu jakichś ryczących 40tek, przed Józefowem blokuje mnie kondukt żałobny. Na punkcie wypijam dwie ciepłe herbaty, tankuję bułę i wodę, miła pani wbija mi pieczątkę (ale lista nie dotarła czy coś...), dostaję info gdzie jest goniący mnie (Karol), rzucam na odjezdne, żeby nie trzymali go za długo i walę w lasy.
Gdzieś tam po drodze jakiś sklep z zimnym piciem i kolejką do kasy ("...i jeszcze ćwiarteczkę, i jeszcze te gumy, i jeszcze czipsy dla wnusia.."). No szybciej, ku**a! Miało być z wiatrem ale nie jest. A jakiejś prostej za Biłgorajem dogania i przegania mnie Karol (od kompresów)!! Próbuję go urwać - nie daje się. Potem pozwalam mu jechać pierwszemu i znów go urwać. Nic z tego. (tu należy zaznaczyć - zero jazdy na kole, nawet gdy się mijaliśmy, drafting był znikomy, rispekt dla reguł)
Podczas skrętu do punktu w Janowie Lubelskim Karol wpada nagle w tył hamującego samochodu. Sprawdzamy czy wszystko okej. Na szczęście wszystko okej też z samochodem. Wpadamy razem na punkt (50m dalej), na pięterko, tankujemy wody, Karol zostawia zbędne ciuchy. Miałem tu coś zjeść, bo ponoć nieźle gościli, ale plastikowe miski puste, nic nie paruje z garnków. No to na rower, o batoniku. Gdy już odjeżdżamy pani biegnie z surówkami i garnkiem...teraz to sobie może..
Jadę z 50-parę metrów za WruBlem, zatrzymuje mnie skrzyżowanie, zatrzymuje mnie czerwone światło, potem mijam znów skręt w prawo. I już go nie widzę. Chyba docisnął, bo wspominałem, że może zostanę jeść. I gonię przez prawie godzinę. Gdy w końcu go widzę i przeganiam, potwierdzam, że nic nie jadłem i nadaję tempo z przodu. Ostatni punkt (Żółkiewka) przed zachodem słońca, w jakimś centrum kultury. Pani ma bułki (bułki! bułki są super, bo można jeść na lemondce) i ma resztę kaszy i surówkę z kiszonej kapuchy z krótkiego dystansu. Jem łyżkę kaszy i surówkę, tankujemy, w milczeniu patrzymy na siebie rozumiejąc chyba, że nie urwiemy się na nadchodzących górkach i ładujemy, raz jeden raz drugi 100m przed tym drugim/jednym.
Robi się ciemno ale jest ciepło. Ja mam rękawki i kamizelkę, ale Karol wszystko oddał. Nawet nie zakładam. Mijamy opatulonych krótkodystansowców. Hopki, hopki, złe asfalty, hopki, dziury, Łęczna i w końcu ostatni punkt. Wbijamy razem, ja robię zakupy i tankowanie na stacji, Karol tankowanie i wybebeszoną bułę na punkcie...i wyjeżdżamy.
Przecież nie będę się wygłupiał i próbował go urwać na samym końcu. Zresztą, pewnie i tak by nie wyszło. Po skręcie na Maśluchy wychodzę do przodu i tak zostaję. Jacyś podpici łażą bocznymi drogami, jakieś samochody jadą na czołówki. Patrzę co jakiś czas czy nie przesadziłem z tempem na hopkach, ale Karol (zgodnie z przewidywaniami) trzyma się z daleka ale równo. Okurde! Poznaję te boczne drogi koło Ostrowa L., jechałem tu podczas jakiejś inwentaryzacji lubelskiej kilka lat temu, też nocą! Asfalty poprawili! O! znam tą górkę! :D Na koniec Ostrów, skręt na Parczew, droga z wczoraj i żywe tempo. W lesie ciepławo, przy stawach nawet nie tak zimno. Czasem uderzają mnie w twarz chrabąszcze majowe ;) Wyprzedzamy ostatnie osoby z 266tki.
W Parczewie stwierdzamy, że wjeżdżamy razem na metę. Tak będzie poważniej. Mi nie zależy na miejscu, zależy mi na pierwszym czasie i punktach pucharowych. 16h12min i tak jest ponad moje założone minimum.
Dobra jazda, dobre nawodnienie (nawet), trochę mało jedzenia, ale ze względów strategiczno-okolicznościowych.



Dane wyjazdu:
483.60 km 10.00 km teren
16:37 h 29.10 km/h:
Maks. pr.:76.60 km/h
Temperatura:14.0
Podjazdy:5240 m
Rower:Furia

Kń16: wiosenne magyarske Pepszi na Kopaszu

Środa, 18 kwietnia 2018 | Komentarze 5

G-Magura-Konieczna-Zborov-Bardejov-Giraltovce-Hanušovce n/Topľou-Vranov n/Topľou-Herlianske sedlo-Bidovce-Nižná Myšľa-Skároš-Keked-Zsujta-Vizsoly-Boldogkőújfalu-Erdőbénye-Szegilong-Tarcal-Kopasz-hegy -Tarcal-Olaszliszka-Sárospatak-Sátoraljaújhely-
Slovenská Nová Ves-TrebišovVranov n/Topľou-Hanušovce n/Topľou-Giraltovce-Bardejov-Konieczna-Magura-G


Wyjazd średnio wczesny, około 4 rano.
I od rana w zupie mgły i wilgoci, dość opornie i chłodno. Oczekiwany wiatr łapie mnie za Hanušovcami, ale niestety zaraz za Vranovem skręcam na FATALNE asfalty w stronę Herl'an. Herlianske sedlo to jedno z tych miejsc, które jest trochę niedowartościowane wycieczkowo (m.in. przez asfalt). Zjazdy czasem wolniej niż podjazd, na górze zrobili 500m asfaltu, potem są kawałki asfaltowe w dziurach. Masakra.
Granicę osiągam, przez przełęcz nad Hollohazą, późno, po 10. Podjadam, rozbieram się i wykorzystuje wiatr na ile pozwalają marne asfalty. Za Boldogkővarją, po użądleniu przez pierwszą tegoroczną pszczołę od rzepaku (tym razem w kark), wjeżdżam w góry. Ekipa remontuje asfalt - walcują 30m odcinek, zastawiając przy tym drogę. Momentami asfalty fajne, bo nowe, momentami jest tarka. Ale przełęcz na górze warta wjazdu.
Im bliżej Tokaju, tym nawierzchnia pełniejsza. Słońce praży, łapie mnie suchość, zatrzymuję się w sklepie w Bodrogkeresztúr. W miejscowości pielgrzymka chasydzka do domu rabbiego Yeshaya Steinera, ruch jak na jarmarku (jest nawet fajny koszerny katering!). Odżywszy kieruję się na ostatnią górę pogórza tokajskiego.
Tarcal znaczy koniec dobrego wiatru. Aż zrzucam z blatu, bo podjazd jest tragiczny - w sam raz do testowania graveli. Wytaczam się na górę (512m) chwilę po 14, fotka puszty i jazda w dół. Zjazd jeszcze gorszy, po szutrze i resztkach asfaltu i dziurach. Jeszcze tragiczniejszy jest asfalt do Sárospatak, a potem ścieżka do granicy, na dodatek wszystko pod prognozowany huraganowy wiatr. Potem proste ze sporym ruchem samochodowym centralnie z wmordewindem, momentami udaje się jechać w pozycji aero, ale najczęściej nawierzchnia i ciężarówki nie pozwalają. Olewam planowane jezioro i Svidnik i wracam tą samą drogą na Bardejov. Zachód słońca zastaje mnie przy kanapce z šunką i sirem za Vranovem, słońce zachodzi centralnie za wieżą na Dubniku. Na podjeździe w Hanušovcach cud - przestało wiać! Aż do Bardejova idzie sprawnie, w Bardejovie uzupełnienie płynów (gupia Slovakia, nie mają normalnego černego čaju, tylko jakieś owocowe... :P), ponowne rozgrzewanie i...znów wiatr w twarz, mocny, od Zborova. Do Magury męczę, podjazd idzie szybko i wpadam w zimną mgłę doliny. Niecałe 5 minut przed północą zjeżdżam do Miasta.
Spoko, ale lepsze pepsi na Słowacji ;)
Temperatury od miłych 4-6*C nad ranem, przez 22-32*C w słońcu, aż po wychładzające 4-3*C w nocy.
CLIMB: max 12%

Milion zdjęć, bo to wycieczka w końcu...

poranek w Zdyni

drga na Radocynę pod Beskidem (Wilusią)

droga w stronę Stebnickej Magury

pierwsze promienie słońca w dolinie Top'li

wschód w dolinie za Bardejovem

wschodzik

Harhaj nad ranem

poranne mgły nad polami

normalny słowacki asfaltos i poranne mgiełki
znów poranne mgły
znów poranne mgły © wojtekjg
na horyzoncie zaczynają rysować się góry
na horyzoncie zaczynają rysować się góry © wojtekjg
podjazd na Hanusovce jeszcze w cieniu
podjazd na Hanusovce jeszcze w cieniu © wojtekjg
zjazdy w stronę Hanusovcov n/Topl'ou
zjazdy w stronę Hanusovcov n/Topl'ou © wojtekjg
w oddali Slanske vrhy
w oddali Slanske vrhy © wojtekjg
zjaaazdy do Hanusovcov
zjaaazdy do Hanusovcov © wojtekjg
obszar rolniczy pod Slanskimy vrhami
obszar rolniczy pod Slanskimy vrhami © wojtekjg
kościółek w Banském, za nim podjazd na Harlianske sedlo
kościółek w Banském, za nim podjazd na Harlianske sedlo © wojtekjg
Banské z góry
Banské z góry © wojtekjg
bukowy podjazd nad Herl'any
bukowy podjazd nad Herl'any © wojtekjg
zjazd Harlianskego sedla, jeszcze po dobrym asfalcie
zjazd Harlianskego sedla, jeszcze po dobrym asfalcie © wojtekjg
prooosta w dół, do Bidovcov
prooosta w dół, do Bidovcov © wojtekjg
spojrzenie w tył naSlanske vrhy
spojrzenie w tył na Slanske vrhy © wojtekjg
kościółek w Nižnej Myšľej
kościółek w Nižnej Myšľej © wojtekjg
Nižná Myšľa
Nižná Myšľa © wojtekjg
zpodjazu na przełęcz nadHollohazą widaćKoszyce
zpodjazu na przełęcz nadHollohazą widaćKoszyce © wojtekjg
na przełęczy
na przełęczy © wojtekjg
droga w stronę Gonca
droga w stronę Gonca © wojtekjg
pod górami widać nitkę dalszego rozwalonego asfaltu...
pod górami widać nitkę dalszego rozwalonego asfaltu... © wojtekjg
węgierski rześki wiaterek gnający na południe
węgierski rześki wiaterek gnający na południe © wojtekjg
droga do Goncruszki
droga do Goncruszki © wojtekjg
tankowanie w Vizsolach
tankowanie w Vizsolach © wojtekjg
góry i tereny rolnicze przedgórza węgierskiego
góry i tereny rolnicze przedgórza węgierskiego © wojtekjg
Boldogkővarja
Boldogkővarja © wojtekjg
zamek stoi na efektownej, andezytowej skale
zamek stoi na efektownej, andezytowej skale © wojtekjg
długaśna prosta z gór do Miskolca
długaśna prosta z gór do Miskolca © wojtekjg
realia asfaltowe Mad'arska
realia asfaltowe Mad'arska © wojtekjg
zielona i kwitnąca przełączka nad Erdőbénye
zielona i kwitnąca przełączka nad Erdőbénye © wojtekjg
panorama z przełączki
panorama z przełączki © wojtekjg
winnie tokajskie w okolicy Tolcsvy
winnice tokajskie w okolicy Tolcsvy © wojtekjg
im bliżej Tokaju, tym gładsze asfalty
im bliżej Tokaju, tym gładsze asfalty © wojtekjg
zlot chasydzki w Bodrogkeresztúr
zlot chasydzki w Bodrogkeresztúr © wojtekjg
nad winnicami góruje ostatni ambitny cel na dziś
nad winnicami góruje ostatni ambitny cel na dziś © wojtekjg
szczytowy przekaźnik widać już z połowy podjazdu
szczytowy przekaźnik widać już z połowy podjazdu © wojtekjg
rozwalony asfalt ale efekty w lesie ładne
rozwalony asfalt ale efekty w lesie ładne © wojtekjg
niby nic, ale 10% trzymie
niby nic, ale 10% trzymie © wojtekjg
widoki na pusztę z Kopasz-hegy
widoki na pusztę z Kopasz-hegy © wojtekjg
romantyczne zdjęcie z Pepszi,wpatrując się w brak eliptyki Ziemi
romantyczne zdjęcie z Pepszi,wpatrując się w brak ekliptyki Ziemi © wojtekjg
rozlewiska obszaru ochronnego Tokaj-Bodrogzugi widziane z Kopasza
rozlewiska obszaru ochronnego Tokaj-Bodrogzugi widziane z Kopasza © wojtekjg
kościółek stojący nad winnicami przed Tarcalem
kościółek stojący nad winnicami przed Tarcalem © wojtekjg
Bodrog
Bodrog © wojtekjg
fatalne nawierchniowo proste pod mocny wiatr w stronę Sarospatak
fatalne nawierchniowo proste pod mocny wiatr w stronę Sarospatak © wojtekjg
Zempleni-hegyseg przed Sarospatak
Zempleni-hegyseg przed Sarospatak © wojtekjg
ścieżka rowerowa w stronę gór
ścieżka rowerowa w stronę gór © wojtekjg
powoli żółcą sie rzepaki
powoli żółcą sie rzepaki © wojtekjg
mójulubiony widok na trasie, tym razem podczas odwrotu
mój ulubiony widok na trasie, tym razem podczas odwrotu © wojtekjg
odcinek od granicy do Vranova zabija dłuuuugiiiimiiii prostymi, niestety ciągle pod mocny wiatr
odcinek od granicy do Vranova zabija dłuuuugiiiimiiii prostymi, niestety ciągle pod mocny wiatr © wojtekjg
lekki zjazd w stronę Vranova
lekki zjazd w stronę Vranova © wojtekjg
zachód słońca nad Dubnikiem
zachód słońca nad Dubnikiem © wojtekjg
Slanske vrhy o zachodzie
Slanske vrhy o zachodzie © wojtekjg
znów nad dolinką nad Hanusovcami
znów nad dolinką nad Hanusovcami © wojtekjg
co to, to takie świecące koło księżyca?
co to, to takie świecące koło księżyca? © wojtekjg
kościółek przed Bardejovem
kościółek przed Bardejovem © wojtekjg


Dane wyjazdu:
312.60 km 0.00 km teren
10:38 h 29.40 km/h:
Maks. pr.:71.10 km/h
Temperatura:11.5
Podjazdy:4009 m
Rower:Furia

Kń3: czasem pod wiatr, a czasem pod wiatr

Środa, 4 kwietnia 2018 | Komentarze 6

Gorlice-Przeł.Małastowska-Bardejov-Demjata-Terna-Veľký Šariš-Priesmyk Branisko (751m)-Spišské Podhradie-Levoča-Vrbov-Spišská Belá-Sedlo Vabec (766m)-Piwnicznna-Muszyna-Krynica-Florynka-Wawrzka-Ropa-Gorlice

Właściwie trasa to powtórka urodzinówki sprzed dwóch lat. Z kilkoma dodatkami i oczywiście inną aurą.
Wiatr infernalny w zęby od początku dnia (bo wyjechałem ze wschodem, zamiast z godzinkę wcześniej). Ale część asfaltów do Raslavic poprawiona, więc jakoś idzie. Potem górki, ciepełko, widoczki, jakieś boczne wiatry, znów widoczki (niebo ciągle zasnute, słońce nie mogło się przebić i wszystko było takie trochę blade i przymglone). Za Levočą zaczyna wiać w miarę dobrze, może oprócz jakichś zakrętów, ale do Starej Lubovny idzie dziarsko. Vabec to ani się nie oglądnąłem i już byłem na dole. Dolina Popradu pod wiatr, ale Krzyżówka z wiatrem. Potem w dolinie jest różnie, ale końcówkę już dociskam niezależnie od warunków.
Udaje się dobić do domu przed zachodem słońca.
CLIMB: max 13%
pierwsze zakręty dnia - Magura
pierwsze zakręty dnia - Magura © wojtekjg
statystycznie najczęściej fotografowany motyw na tej trasie
statystycznie najczęściej fotografowany motyw na tej trasie © wojtekjg
hrad Zborov
hrad Zborov © wojtekjg
gdzieś tam, zza Bodovców, ywłaniają sie Tatry
gdzieś tam, zza Bodovców, ywłaniają sie Tatry © wojtekjg
typowa Słowacja - dłuuugaśne podjazdy
typowa Słowacja - dłuuugaśne podjazdy © wojtekjg
Šariški hrad nad wioskami
Šariški hrad nad wioskami © wojtekjg
wjazd w góry
wjazd w góry © wojtekjg
widoki, niestety trochę zamglone, ze zjazdu z Priesmyku Branisko
widoki, niestety trochę zamglone, ze zjazdu z Priesmyku Branisko © wojtekjg
Spišski hrad obowiązkowo
Spišski hrad obowiązkowo © wojtekjg
przełączka między Spišskim a rezerwatem przyrody
przełączka między Spišskim a rezerwatem przyrody © wojtekjg
kolejny podjazd, tym razem wzdłuż autostrady
kolejny podjazd, tym razem wzdłuż autostrady © wojtekjg
kapliczka pod wezwaniem św. krzyża nad trawertynowej skale Sivá Brada z gejzirem(!)
kapliczka pod wezwaniem św. krzyża nad trawertynowej skale Sivá Brada z gejzirem(!) © wojtekjg
zjazdy do Levočy z Kralova w tle
zjazdy do Levočy z Kralova w tle © wojtekjg
kościółekw Machalovcach, znów z Tatrami Niżnymi w tle
kościółekw Machalovcach, znów z Tatrami Niżnymi w tle © wojtekjg
kościółek w  Čenčicach, w tle oczywiście Tatry
kościółek w Čenčicach, w tle oczywiście Tatry © wojtekjgKral'ova zasnieżona letko
Kral'ova zasnieżona letko © wojtekjg
Tatry z drogi do Spisskej Beli
Tatry z drogi do Spisskej Beli © wojtekjg
Łomnica jeszcze zimowa
Łomnica jeszcze zimowa © wojtekjg
L'ubica to fajna miejscowość pod górkami
L'ubica to fajna miejscowość pod górkami © wojtekjg
małe przełączki przed Lubovną otwierają widoki na Tatry
małe przełączki przed Lubovną otwierają widoki na Tatry © wojtekjg
podwieczorna Krzyżówka
podwieczorna Krzyżówka © wojtekjg
ostatni zachmurzonego dnia na Wawrzce
ostatni zachmurzonego dnia na Wawrzce © wojtekjg
Kategoria sam, [300-1500km :)]


Dane wyjazdu:
569.50 km 7.00 km teren
20:33 h 27.71 km/h:
Maks. pr.:56.20 km/h
Temperatura:12.5
Podjazdy:2501 m
Rower:Sauron(i)

MRDP 2

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 | Komentarze 0

Chreptowce-Krynki-Kruszyniany-Gródek-Narewka-Hajnówka-Kleszczele-Siemiatycze-Sarnaki-Konstantynów-Terespol-Kodeń-Slawatycze-Włodawa-Świerże-Zosin-Hrubieszów-Tomaszów Lubelski-Lubaczów-Opaka

Zaczęło się akurat dobrze spać i zadzwonił budzik. Jak zwykle. Około 2 w nocy przestało padać. Wciągam jajecznicę śniadaniową, ubieram się nie za grubo i wjeżdżam w lasy. Widać, że ulewy były niezłe, sporo gałęzi wala się po drodze. Widzę z daleka migające lampki choinkowe, po chwili mijam rozpierzchniętą grupkę maratończyków. Krynki przyszły bardzo szybko, potem Kruszyniany i wspominana gruntówka - tragiczna do jazdy bez amortyzatora. W Narewce małe tankowanie i zaczyna się jazda pod wiatr, ale przynajmniej w cieple. Do Siemiatycz zatłoczona i wąska krajówka, kilka razy nerwowa, a w Siemia kolejny krótki popas. Do Terespolu jazda GreenVelo, ścieżką obok drogi. I jedzie się super. Po drodze MORy i postoje leśne z wiatami, naprawdę fajna zrobiła się ta okolica. Mijam Włodawę, łapie mnie w końcu lekka ulewa i skręcam na obiad w barze/pensjonacie w Wolu Uhurskiej. Po obiedzie łapie mnie podwójna tęcza, fatalne nadbużańskie asfalty i mgły nad łąkami. 4 lata temu też byłem tu w okolicach zachodu słońca, nawet rozpoznawałem miejsca, które wtedy przejeżdżałem czy fotografowałem (ba! bez problemu rozpoznałem przystanek i las z poprzednich noclegów!;) ). O zachodzie, przy takich w miarę fajnych temperaturach (mimo przemoczonych butów) to miejsce było naprawdę fajne. Zosin osiągam już nocą, we mgle. Ale robi się cieplej, asfalty się polepszają. W Hrubieszowie tankuję na tym samym Orlenie, na którym podbijałem pieczątkę na liście 4 lata temu (po wyczerpaniu baterii loggera). Zaczynają się hopki Wyżyny Sandomierskiej, aż za Tomaszów jazda jest dość interwałowa, czasem dociskam na górkach. Za Lubaczowem czuję lekkie znużenie, skręcam za znakiem parkingu leśnego i mimo, że nie ma wiato-ławeczki i tak się kładę. Na trawsku. W NRCeto śpiworze. I w mokrych skarpetach. Lekko się trzęsąc.



Dane wyjazdu:
582.80 km 1.00 km teren
21:08 h 27.58 km/h:
Maks. pr.:67.90 km/h
Temperatura:14.5
Podjazdy:3371 m
Rower:Sauron(i)

MRDP 1

Sobota, 19 sierpnia 2017 | Komentarze 0

Jastrzębia Góra-Gdańsk-Frombork-Bartoszyce-Węgorzewo-Gołdap-Sejny-Kuźnica-Chreptowce

Start maratonu jak zawsze około 12, jak zawsze spod latarni w Rozewiu/Jastrzębiej. Początek jest zawsze wkurzający, bo najpierw bruki, potem zakorkowane drogi,potem zakorkowanie do Trójmiasta. Lokalesi prowadzą nas chwilę jakimiś objazdami przez Gdańsk, ale w końcu wyłączam się z tego kryterium ulicznego i jadę sam do promu. Jest chwila zapasu, jemy coś na miejscu. Potem i tak czekamy po drugiej stronie na resztę grupy. Więc start ostry nastąpił dopiero chwilę po 16.30.
Wiatr przeciwny, średnio mocny, trochę słońca. Wyszedłem do przodu i tylko czasem mija mnie grupka Extreme/Solo, albo jeden solista, który nie zatrzymuje się na zakupy i zostaje na każdej małej górce. Przez kilkanaście chwil jedzie jeszcze kolega Gavka, który lekko wkurwia wkręcaniem się w grupkę z tyłu lub jechaniem przede mną na tyle, że nie mogę jechać swoim tempem żeby nie wyglądał to jak dojeżdżanie do jego koła. Tempo na górkach w okolice Bartoszyc i robię błąd, nie zatrzymując się na zakupy w mieście. Następne ca. 70 km jadę prawie na sucho, bo nocą stacje są pozamykane. Znalazłem tylko jakiś kranik za jedną ze stacji. Zjeżdżamy na stację w Węgorzewie, Orlen kawałek od trasy, 'zjeżdżamy', bo nie tylko ja przysychałem. Wpada Czarek i Pozdrowery, jemy co tam mają i wypijamy kawy/wody/herbaty, popas trwa sporo czasu. Zaczynam potem dociskać do Gołdapi. A potem mokre asfalty Puszczy Romnickiej. Łapie mnie znów nieprzyjemna zgaga i czkawka, na dodatek lekka senność, nad ranem kładę się na ławce na postoju leśnym na 10 minut. Akurat gdy wstaję mija mnie Ricardo, jedziemy przez moment rozmawiając i potem zaczynają się górki za trójstykiem. Bardziej hopki, ale męczę je w tej wilgoci fatalnie. Nad ranem zaczyna kropić, potem trochę lać. Do Sejn dojeżdżam przemoczony i z bólem żołądka i zgagą. Próbuje coś zjeść, ale nie idzie, jadę dalej w deszczu przez fajne lasy. Ostatecznie przed Kuźnicą (kolejny PK) łapie mnie mega-ulewa i mocne skurcze przepony i zaczynam się zastanawiać nad daniem spokoju. Na dodatek prognozy z frontem, na dodatek z ostrzeżeniami, są niepokojące. Miejscowi spod sklepu w Kuźnicy informują mnie o zajeździe ('Paaaanie, rowerem to ze trzy dni...3km w stronę Białegostoku, na górce'). Jest chwilę przed 14, loguję się do pokoju, biorę obiad i idę pod prysznic, rozwieszam rzeczy, ręcznikiem suszę buty i idę spać. Wieczorem kolejny obiad, bo żołądek już lepiej. Leje dalej więc idę spać i jak się obudzę zdecyduję, czy jadę dalej czy jadę na pociąg do domu.



Dane wyjazdu:
631.60 km 0.50 km teren
21:26 h 29.47 km/h:
Maks. pr.:61.70 km/h
Temperatura:21.0
Podjazdy:4011 m
Rower:Furia

masakracja wiatrem, słońcem i dziurami świętokrzysko-mazowieckimi ;)

Wtorek, 20 czerwca 2017 | Komentarze 2

Gorlice-Turza-Rzepienniki-Tarnów-Dąbrowa Tarnowska-Szczucin-Stopnica-Łagów-Nowa Słupia-Starachowice-Skarżysko Kamienna-Szydłowiec-Przysucha-Nowe Miasto n/Pilicą-Rawa Mazowiecka-Inowłódz-Opoczno-Końskie-Skarżysko-Bodzentyn-Nowa Słupia-Łagów-Stopnica-Tarnów-Rzepienniki-Turza-Gorlice

Chcąc upchnąć wszystko w krótkim terminie, zignorowałem prognozy o przeciwnym wietrze (ale - nie sądziłem, że będzie aż tak mocny) i intensywnych burzach. Na dodatek nie wyspałem się (chyba niecała godzinka snu), a sam wyjazd opóźnił się przez głupie czekanie na przeschnięcie części garderoby ;)
Wyjazd chwilę przed 2, początek jak zwykle z wilgocią i mgłami w dolinach, więc nie pogonisz. Potem łapie mnie wiaterek w plecy. Idzie dość sprawnie i w Łagowie łapię śniadanie około 7.30, po 160km. A potem już tylko męka pod infernalny wiatr, na wyboistych asfaltach woj. świętokrzyskiego i mazowieckiego. Na podjeździe nie pociągniesz, na zjeździe nie pociągniesz, przeciwstawiam się na płaskim, ale trzeba uważać na dziury. Nie spodziewałem się, że podmuchy będą aż tak mocne. Na dodatek upał, który skutecznie odciąga mnie od jedzenia. Po drodze do Szydłowca obserwuję polską myśl techniczno-remontową: wpadam na S-kę, która miała nie być S-ką, ale okazała się jednak S-ką, próbuję wjechać do miasta drogą, która okazuje się w remoncie, zastawiona walcem i ciężarówką, bez żadnych informacji wcześniej. Potem kilkanaście kilosów znaków zakazu (na jedynej drodze w stronę Klwowa!), które i tak się ignoruje, bo remonty już się skończyły... ;) W Rawie mam dość wiatru, ale to nadchodzący mocny front burzowy skłania mnie do zawrócenia...i właściwie powinienem zrobić to 150km wcześniej. Próbuję walić jeszcze w stronę Krakowa, ale dalej jadę na zachód, pod wiatr, przedzieram się więc do Końskich po jakichś dziurach i zaczynam jechać z wiatrem na Skarżysko. Zrobiło się chłodniej, odwiedziłem fajną toaletę i zatankowałem coś więcej niż herbatę do bidonów i od razu zaczyna się jechać super.
I uciekam przed burzą.
Po podjeździe do Bodzentyna w ostatniej chwili zjeżdżam na zamkniętą stację benzynianą, chroniąc się przed piorunami, mega deszczem i ostrym wiatrem porywającym rower. Potem chlapanie tyłka i brudzenie roweru, mały popas w Nowej Słupi (w końcu) i podjazdy nocne. Trzeba oddać kierowcom, że mimo sporego ruchu, głównie ciężarówek, tylko z raz byłem wyprzedzany mało komfortowo, większość potrafiła poczekać na wolną drogę. Nawet Krzychu Szary z rana wyprzedzał mnie szeroko ;)
Nocą góry wchodzą łatwiej, bo nie widać końcówki i licznika, pokazującego jak się zamula. Niestety po drodze wjeżdżam po kilka razy w ulewy i mocno mokre asfalty, co powoduje spore opóźnienie - ślizganie na stromszych podjazdach i ostrożne zjazdy. Spanie daje o sobie znać na Orlenie w Tarnowie przy kanapkach i herbatce, ale nie daję się ciepłemu chodnikowi (jest naprawdę gorąco, prawie całą noc jechałem na krótko, mimo opadów i mokrych asfaltów) i powoli, ale skutecznie, pożeram kolejne kilometry najkrótszą drogą do domu, gdzie ląduję około 4.30, po prawie 27h (zeszło na różne rzeczy poza jazdą).
Nie był to najszczęśliwszy wyjazd, ale - zero awarii, zero problemów na drodze, trochę świeżej opalenizny - fajnie było ;)
CLIMB: max 12%

Rozmyty Jowisz z lekko rozmytym Księżycem
Rozmyty Jowisz z lekko rozmytym Księżycem © wojtekjg

Na horyzoncie Góra Św. Marcina
Nocny łowca wyczekuje na pasażerów tarnowskiego PKP w Dąbrówce Tuchowskiej
Nocny łowca wyczekuje na pasażerów tarnowskiego PKP w Dąbrówce Tuchowskiej © wojtekjg
Okolice Radwanu z rana
Okolice Radwanu z rana © wojtekjg
Wschód słońca przed Szczucinem
Wschód słońca przed Szczucinem © wojtekjg
Pola przedszczucińskie o wschodzie
Pola przedszczucińskie o wschodzie © wojtekjg
Wisła znaczy koniec Małopolski
Wisła znaczy koniec Małopolski © wojtekjg
Jak zwykle stopnicka prosta spod kościoła
Jak zwykle stopnicka prosta spod kościoła © wojtekjg
Jak zwykle pofałdowanie wzduł Chańczy
Jak zwykle pofałdowanie wzduł Chańczy © wojtekjg
Ostatni zakręt podjazdu (w tę stronę zjazdu) z Łagowa z Św.Krzyżemw tle
Ostatni zakręt podjazdu (w tę stronę zjazdu) z Łagowa z Św.Krzyżem w tle © wojtekjg
Fontanna łagowska
Fontanna łagowska © wojtekjg
Zakręty pod Św.Krzyżem
Zakręty pod Św.Krzyżem © wojtekjg
Jak zawsze mocny zjazd do krajówki w Skarżysku
Jak zawsze mocny zjazd do krajówki w Skarżysku © wojtekjg
Resztki górek na Mazowszu, okolice Borkowic
Resztki górek na Mazowszu, okolice Borkowic © wojtekjg
Przyjemne leśne szosy do Nowego Miasta
Przyjemne leśne szosy do Nowego Miasta © wojtekjg
Nowe Miasto nad Pilicą
Nowe Miasto nad Pilicą © wojtekjg
Wietrzne proste województwa łódzkiego
Wietrzne proste województwa łódzkiego © wojtekjg
Znów pod Św.Krzyżem,po burzach i po zachodzie
Znów pod Św.Krzyżem,po burzach i po zachodzie © wojtekjg

Kategoria [300-1500km :)], sam


Dane wyjazdu:
507.50 km 0.00 km teren
18:41 h 27.16 km/h:
Maks. pr.:65.30 km/h
Temperatura:19.0
Podjazdy:6369 m
Rower:Furia

Maraton Podróżnika 2017

Sobota, 3 czerwca 2017 | Komentarze 6



Kiedy wpadłem na kilka chwil na MP w 2015r myślałem, naiwnie, że to rzeczywiście maratonowa jazda w grupach albo przemieszanych grupach. A tu paaaanie, ściganie jak na każdym ultra, przynajmniej w tak do połowy stawki. Mimo przespania zapisów dostałem się na tegoroczny z listy rezerwowej. I fajnie - pierwsza dłuższa jazda w tym roku, pierwsza długa powypadkowa i do tego w dobrym towarzystwie i po solidnych górach.
Startowałem z ostatnią grupą, chyba taką najmocniejszą. Tak przez 45 minut jadę praktycznie sam po hopkach widząc grupę gdzieś z tyłu i nie żyłując tempa. Dojeżdżają przed Żarowem i skręcają wbrew trackowi. Chwila tłumaczenia, że zmienił się niedawno, ale nieee, my  z Ryśkiem wiemy lepiej: on zna na pamięć trasę i ma w telefonie, ja mam w garminie, więc walimy przez Żarów. Po chwili wjechania w wertepy i dziury, 3-krotnym zgubieniu bidonu i powrotach, zawróceniach przy remontach załapałem czemu miałaby być trasa zmieniona...Rysiek też mnie gdzieś zgubił, zjeżdżamy się magicznie przed Strzegomem i...i zaczynamy łapać ludzi, których mijaliśmy prawie godzinę wcześniej. Super;) troszkę pracy na zmianach, potem wchodzę w tempo pod mały wiatr w górę do Wojcieszowa (gdzieś tam mijamy i straszymy werbalnie Waxia : P) i Rędzin. Mijamy kolejne grupki i pojedynczych bajkerów, w tym Wilka (którego grupa zabrała się w większości z naszymi mocarzami), i zaczyna się Rędzińska, z naprawdę mocno trzymającą końcówką (ciągle ponad 11%) i w pierwszym poważnym upale. Postanowiłem tutaj nie czekać już na Ryśka (chociaż daleko nie został) tylko pognać na dół. Fajnie, że 300tka jedzie od drugiej strony (w tym goście na poziomkach!!!), można spotkać się na trasie. Przeskakuję Kowarską, koło Sosnówki mało nie rozjeżdżam stadka dzikich kaczuszek (krzyknąłem w porę, nawet jacyś szosowcy, siedzący mi przez moment na kole, wyminęli je) i w Podgórzynie koło sklepu, gdzie miałem tankować, nabijam się na prowadzącą grupkę. Spokojne uzupełnianie bidonów i płynów i bananów i jakiegoś batonika (bo ze trzy rzeczy wypadły mi z koszyka z koksem na dziurach), pół grupy odjeżdża w górę (chyba w pośpiechu), ja na spokojnie dopijam resztki soku. Doganiam chłopaków na początku stromizny. Rzeczywiście Karkonoska daje radę: zły asfalt, nastromienie, które na końcu nie chce zejść poniżej 15%, dodatkowo upał. Na koniec jakiś szosowiec chce się ze mną ścigać, znów przegrywam, na przełęczy zasuwam się, dopijam pepsi i walę w dół. Zjazd jest nawet taki dość płynny, asfalt jest dobry, ale robi się chłodno. Na dole doganiam Gavka - chop waży około 50kg razem z rowerem więc zostawił wszystkich na górce, ale w dół, pod mocniejszy wiatr jakoś nie idzie. Chwilę gadamy, siada mi na koło i jedziemy. Garmin coś mi szaleje po 200km, nie dość, że sygnał gubi to jeszcze nie nawiguje tylko pika gdy zgubię kurs. Wyjeżdżam jakiś wiadukt zamiast skręcić w prawo przez wieś i zauważam to za późno. Informuję Gavka, i lekko zwalniam, ten zjeżdża przede mnie i nagle się zatrzymuje prosto przede mną...Łapię szlif po asfalcie na biodrach i tyłku, łapię też snejka w przednim kole (i pęka mi manetka, zauważam dopiero teraz, na szczęście mogę zmieniać biegi, chociaż regulowałem przerzutki kilka razy po drodze). Gavek jedzie dalej, a ja wymieniam i pompuję na poboczu. Po ogarnięciu prawie wszystkiego zjeżdżam na trasę i do wsi i za Vrchlabí tankuję na stacji benzynowej. A potem fajna ścieżka rowerowa i skręt na Černý Důl i fajny podjazd. Tam łapię krewniaka tomkowego, szybciej zjeżdżam na Trutnov, kilka hopek, granica i złapanie Kosmy i Gavka (i tak musiałem na nich poczekać, żeby dopytać gdzie ten bufet...pogubiłem się przez te nadprogramowe kilosy z zabłądzeń). Przejeżdżam oczywiście skręt na Adršpach, zawrotka i fajnie zlokalizowany bufet pod lasem za wsią, pod wiatą. Pochłaniam pomarańcze, pochłaniam tylko pół malutkiej porcji makaronu z gulaszem (i ogórkami:)), pochłaniam kolę, nie pochłaniam drożdżówki - ciężko idzie mi jedzenie stałych pokarmów, jak to przy zmęczeniu i lekkim odwodnieniu. Biorę banana, macham chłopakom (dojechał Gavek, Kosma i nawet Rysiek) i wyrażam szczerą nadzieję, że dojdą mnie za kilka chwil, i uderzam na kilka górek w stronę skalnego miasta. Dzwonię po drodze do Magdy, dojadam resztki żarcia z kieszonek i zjeżdżam do Kudowej. Droga Stu Zakrętów wchodzi fajnie - nie jest to wymagający podjazd, ale ciągnie się sporo. Szczęśliwie zrobili nawierzchnię na zjeździe do Radkowa i można puścić hamulce. Sklep w Wambierzycach osiągam jeszcze przed zachodem słońca, znów tankowanie i jakiś batonik, przyjemna droga rowerowa na Raszków i jakieś hopy do Polanicy. A tam, o dziwo, światełka Tomka. Jedziemy sobie razem, pogadujemy, robi się ciemno i chłodnawo (a ja dalej tylko w rękawkach, Tomek opatulony nieźle, nawet dodatkowe rękawiczki zakupił ;)), czasem ktoś na zmianę wyjdzie i już po Bystrzycy i Idzików - znów nocą (chciałbym z raz jechać tutaj za dnia) - i znów Czarna Góra (albo jak się popularniej mówi - Puchaczówka;)). Nawet nie przyspieszam, jadę na spokojnie na blacie dolną część i widzę, że Tomek zostaje.Chwilę czekam, ale progresu nie ma więc jadę dalej w tempie. Przez upadek czuję plecy i więcej niż bym chciał wstaję w pedały. Zjazd jest tragiczny - zimny, momentami piaszczysty, super zimny w dole za Sienną i znów pojawiają się dziury, które omija się zygzakiem. W Lądku trzeba pokrążyć po miasteczku, potem fajna Przeł. Lądecka, mylę się z punktem kontrolnym na granicy (zła granica! ;)) i znów zimne zjazdy. W końcu poprawna granica, ale tempo spadło, bo nie dość, że zimno, to jeszcze jakoś nie mam parcia, przed Paczkowem dobija do mnie Tomek. I tak się snujemy trochę, raz na jakiś czas dając zmianę. Na dodatek robi się pagórkowato (super!) i dziurawo, a momentami brukowano (fatalnie...już wcześniej sporo bruków zaliczyłem w Czechach). Łapię się na zjazdach na tym, że hamuję za późno niż bym chciał, chyba przez przysypianie. Czasem zawiewa cieplejszy wiatr, czasem zimniejszy, zatrzymujemy się jeszcze na jednej stacji, bo mnie przysuszyło..i łapie nas Rysiek, który w szaleńczym pościgu przeskoczył sporą różnicę czasową. Ostatnie wzniesienia za Dzierżoniowem jedziemy tak żwawiej, zaczyna już świtać...i na ostatnich (dosłownie) dziurach, niecałe 9km przed metą (dosłownie!) łapię snejka w tyle. Chłopaki nie usłyszeli mojego krzyku, żeby jechali dalej, po chwili wracają zza zakrętu szukając mnie (i nie znajdują...a stałem na poboczu :P), a ja walczę z gumą, bo mam tylko krótki wentyl, pompka nie wchodzi dobrze w przedłużkę, dobijam jakieś 2atm. Jadę ostrożnie po dziurach, ostrożnie na podjeździe pod Tąpadła, ostrożnie na, zazwyczaj, dość szybkim zjeździe i dobijam do mety, po trochę ponad 20h (chyba 20h03min).
Mało przerw jak na mnie, o dziwo.
Tak coś czułem przed startem, że to będzie pierwszy od dawna wyjazd z przygodami awaryjnymi.
Chyba zająłem 3. miejsce...ale dalej ze mną jest ten sam problem, że parcie 'na wynik' kończy mi się po pewnym czasie i brakuje imperatywu jakiegoś takiego wyścigowego. Bo można by pocisnąć wcześniej na hopkach i poatakować na górkach żeby zgubić lub zmęczyć grupę, a mi się włączyła turystyka. Ale to raczej in plus ;)
Spoko spalonej skóry, czuję stłuczenia biodra i odwodniłem się trochę, ale...wygląda na to, że powoli wracam do formy przedwypadkowej.
CLIMB: max 21% (nie pokazało mi tych mitycznych 23-25%)


Dane wyjazdu:
743.00 km 0.00 km teren
23:26 h 31.71 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy:3355 m
Rower:Furia

Znów to samo...

Sobota, 20 sierpnia 2016 | Komentarze 1

Pomimo deszczyku z rana i sztywnego czołowego wiatru - jechało się  nad wyraz fajnie. Czołówkę dogoniłem i w miarę  kontrolowałem co się dzieje, jedzenia nie odmawiałem i dokładałem  swoje z kieszonek, piłem sporo i równo,  nawet zatrzymując się w sklepach, żeby dopełnić bidony herbatą mrożoną.
I w końcu siekło mnie w okolicy Białobrzegów - silne skurcze żołądka,  czkawka i skurcze przepony, uniemożliwiały momentami jazdę  zupełnie. Tak samo jak  zdrowe pobieranie pokarmów. Próbowałem jeszcze zresetować się  w Iłży (do której dotarłem tylko 45min po zaplanowanym czasie - 24h45min), ale dotoczyłem się tylko do Opatowa...
Niestety, ponownie po podobnym dystansie, chociaż problemy trochę inne. Może to właśnie  mój limit i trzeba dać sobie spokój z taką intensywnością na dłuższych dystansach? Szkoda tego roku, bo dobrze czułem się w tym wietrze i ulewy przyszły po 40h od startu.
Garmin padał ze dwa razy, potem przestał nawigować. Śladu na Stravę  nie będzie.

ps. udało mi się sklecić pliki w jeden wielki, smutny aż do wycofu...