Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi WuJekG z miasteczka Kraków/Gorlice. Mam przejechane 268736.63 kilometrów w tym 4388.42 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.91 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy WuJekG.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

[300-1500km :)]

Dystans całkowity:33027.04 km (w terenie 258.70 km; 0.78%)
Czas w ruchu:1186:28
Średnia prędkość:27.84 km/h
Maksymalna prędkość:77.88 km/h
Suma podjazdów:282858 m
Maks. tętno maksymalne:181 (94 %)
Maks. tętno średnie:142 (73 %)
Suma kalorii:19998 kcal
Liczba aktywności:69
Średnio na aktywność:478.65 km i 17h 11m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
543.38 km 0.00 km teren
17:34 h 30.93 km/h:
Maks. pr.:77.26 km/h
Temperatura:
Podjazdy:4372 m

I Rajd Wyszehradzki

Piątek, 17 maja 2013 | Komentarze 10

Iiii znów nie wygrałem.. ;) To powoli staje się tradycją. Mocno do 250km, potem kryzys z braku Pepsi i podjazdy (i zjazdy) po mega-dziurach. Końcówka mocna i z szukaniem drogi. Przynajmniej się opaliłem ;)

CLIMB: avg-3%, max-16%

Dane wyjazdu:
331.05 km 0.00 km teren
10:30 h 31.53 km/h:
Maks. pr.:71.50 km/h
Temperatura:
Podjazdy:2649 m

Bałtyk-Bieszczady Tour 2012 - etap drugi i w końcu górki!!!

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 | Komentarze 17

Iłża-Ustrzyki Górne

Wieczorem wpadł mi pomysł, żeby zrezygnować z dalszej jazdy. Teoretycznie kwalifikację na kolejny BBT już miałem po tym dystansie, przestałem czerpać przyjemność z jazdy, nużyła mnie. Zacząłem wymyślać sobie powody - a to ból głowy mięśnia lewego uda, zaraz nad kolanem, który pojawił się na kilka chwil kilkaset km wcześniej... a to, że tyłek mi pewnie odpadnie i nie będę mógł siedzieć przez dłuższy czas, a siedzenie to jedno z moich ulubionych hobby.. etc. Nieopacznie podzieliłem się tym z Robertem, potem z Sebastianem smsowo i jeszcze później rodzicami w rozmowie telefonicznej, i wszyscy zaczęli odwodzić mnie od tego, jak mi się wydawało, super pomysłu. Dodatkowo w nocy Wax pisze mi, że w Lipniku są fajne lachony na poprawinach, przestał jechać i siedzi gapiąc się;)
Zaplanowałem wstać niespiesznie, chwilę przed 6tą. W pokoju ciepło, wszystko wyschło, nawet kałuże w butach. Spałem odkryty, na kocu, tylko w krótkich rękawkach/nogawkach. Wyjeżdżam kilka minut po 6. Nareszcie wiatr w miarę zgodny z kierunkiem jazdy, pierwszy raz od 700km, choć czasami mocny z boku. I hopki, nie góry ale hopki, suchy asfalt i od razu zaczynam gnać. Ostrowiec, Opatów, po drodze Mountain Dew w stacji benzynowej, most na Wiśle, Tarnobrzeg i szybko Nowa Dęba. Tam świetna zupa jarzynowa z wielkimi kawałkami mięsa. Przesmarowanie łańcucha i dalej, na Rzeszów. Tam niestety nie miałem eskorty tak jak pierwsza grupa (nieprzepisowej, nadmienię), jeżdżę slalomem w korkach przez pół miasta. W Boguchwale punkt fajnie zaznaczony strzałkami na asfalcie, na punkcie siedzie Marcin (i dziwi się, że mnie widzi ;)), a bazuje Krwawy Heniek. Podjeżdża tez Damian Chłanda, w odwiedziny, gadamy przy moich dwóch herbatach. I jadę dalej. Przed Brzozowem mylę się i robię fajny podjazd na 9tce, potem koryguję przez Blizne. Dobrze, że ekipa krzyknęła na mnie z punktu w Starej Wsi, bo bym przejechał z 10km dalej. Pogoda się akurat zdupcyła, opad konwencyjny, siadamy na żurek, pepsi, ciasto i morele. A wszystko w remizie. Po 10 minutach jadę dalej, nie zważając na deszcze. A zaczyna lać nieźle, co jakiś czas wychodzi słoneczko ale jest go za mało, jestem znów mokry od pasa w dół. I w końcu podjazdy - hopy do Zagórza, potem stromo do Leska. Niestety - asfalt mokry, nie szaleję na zjazdach. Ustrzyki Dolne w głębokich kałużach, a punkt marny - herbata i pieczątka. Na punkcie Vagabond i śpiący Wax. Budzimy Waxmunda, myśli, że to wspaniały sen, ja wyjeżdżam szybko, żeby dogonić jeszcze ze dwie osoby przed sobą. Chowam głęboko aparat, zdejmuję zaraz kurtkę, żeby się nie zapalić. Celuję w czas poniżej 1.40h. Górka przy Czarnej trzyma mocno, pamiętam ten podjazd zjeżdżany w deszczu Arkiem w 2008roku. Idzie nawet fajnie, Lutowiska i wysokie Bieszczady w mgłach, ale nie wyciągam aparatu. Ostrożny zjazd i naparzanie do końca. Mijam i połykam kolejnych zawodników, wpadam na metę niecałe pół godziny po 18tej. Doganiając kolegę 28.
Czas jazdy 57:15:32h. Duuużo poniżej moich ambicji ale dojechałem. Pod koniec przeskoczyłem o kilkadziesiąt miejsc w klasyfikacji OPEN i kilka miejsc w SOLO. Jestem zadowolony z mojej jazdy pierwszego i ostatniego dnia, zawiedziony tym jak podupadłem na płaskich odcinkach, wydawałoby się, że prostych i przyjemnych. Nawigacyjnie, czy w części logistycznie, nie było problemu, zawiodła psychika (trochę) i pogoda. Po wszystkim czułem się na tyle dobrze, że gdyby nie bagaż mógłbym wrócić do domu rowerem, pogoda też dopisała po maratonie. (a powrót autobusami dłużył się niesamowicie).
Było kilka rzeczy budzących niesmak, organizacyjnych, w samym wyścigu, zachowaniu uczestników (dlaczego ja nie miałem konwoju policji przez Rzeszów? ;)) ale o tym się zapomina po wyścigu. Po kaszy z sosem, po nocy w pokoju Waxmunda, po odebraniu medalu, po jajecznicy na śniadanie, po porannym pepsi - zapomina się.
Dla ścisłości - cały dystans na blacie (55T) ;)

lekkie wzniesienia przed Ostrowcem Świętokrzyskim © wojtekjg

w stronę Opatowa © wojtekjg

zjazd do Kolbuszowej © wojtekjg

okolice Glogowa © wojtekjg

mostem przez Wisłę, Tarnobrzeg © wojtekjg

za Nową Debą ;) © wojtekjg

Sławek Fritz przed małym podjeździkiem © wojtekjg

zakorkowany Rzeszów © wojtekjg

zaczyna się robić fajnie © wojtekjg

w końcu gorki © wojtekjg

podjazd!!! © wojtekjg

okolice Sanoka © wojtekjg

Już prawie Bieszczady © wojtekjg

Na podjeździe z Zagórza - spojrzenie wstecz © wojtekjg

za Leskiem, okolice Olszanicy © wojtekjg

Wax tańczy 'Kaczuchy' przez sen :P © wojtekjg


dzień po...
chyba pokłócili się nocą... :P © wojtekjg

widok z okna schroniska © wojtekjg

meta w ustrzykach © wojtekjg

już na mecie © wojtekjg

ostatnie pogadanki przed zakończeniem © wojtekjg

przed zakończeniem © wojtekjg

przeglądanie książeczek z pieczątkami © wojtekjg

pogoda wrcila w góry po zakończeniu wyścigu © wojtekjg

Tarnica w słońcu © wojtekjg


Dystanse, czasy i przewyższenia na kolejnych punktach kontrolnych (dopóki notowałem):
1. 78,3km; 2.13h; 207m;
2. 132,6km; 3,52h, 482m;
3. 233,5km; 7,04h; 999m;
4. 311,4km; 9,28h; 1356m;
5. 386,9km; 12,13h; 1548m;
6. 432,7km; 13,56h; 1667m;
7. 494,6km; 16,22h; 1802m;
8. 563,8km; 18,57h; 1901m.

Dane wyjazdu:
743.70 km 2.00 km teren
28:15 h 26.33 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy:2221 m

Bałtyk-Bieszczady Tour 2012 - więcej spania niż jazdy

Sobota, 25 sierpnia 2012 | Komentarze 7

Pobudki różnie - jedni woleli pospać, inni ruszają się od rana albo pichcą makarony. Ja wstaję około 6.15, przygotowuję rower i bagaże na przepaki, zmieniam koncepcję wożenia torby na plecy na pierwszy dzień (inteligentnie zostawiam do przepaku też wszystkie pieniądze...), pakuję wszystko w busa i jadę z ekipą Kościaków na prom. Jesteśmy wcześniej, rozstawiamy jeszcze bramę startową i czekamy na resztę. Potem lista startowa, montaż wkurwiającego Xwaya do monitoringu (w końcu znalazłem dla niego miejsce za sztycą podsiodłową, ciągle się przesuwał na prawo, uciekało mi trochę Wattów tamtędy ;))) i jazda z promu na start ostry. A na ostrym zaczyna kropić. Czekanie ponad godzinę na moją 9tą 14. Iiii ruszam.
Początek pod wiatr, połykam kilka solistów na obwodnicy, potem i tak się zjeżdżamy na światłach czy gdy otwierają most na kanale w Wolinie (oczywiście niektórym się spieszy i muszą jechać przez zamknięte rogatki...). Dalej pod wiatr i dalej połykam, marazm niezły, nie jest płasko ale licznik pokazuje niecałe 2 m n.p.m. ;). Na pierwszym punkcie doganiam sporą część kategorii SOLO i kolegów Yoshka, OffensivTomato i Vagabonda z ostatniej startowej w OPEN. Bułka, banan, lista i dalej. Drawsko i małe podjazdy i łapię kolejnych, łącznie z poziomką, znów punkt i lista i bułki. Przed Piłą doganiam bossów z Solo, okazuje się, że Zdzisek Kalinowski źle skręcił i ma godzinę w plecy, i że przestało mu zależeć na wyniku. Tracz informuje mnie, że jestem teoretycznie drugi (nie chcę go naprostowywać, że jestem pierwszy, bo mam nad nim ponad 25minut przewagi startowej). Na punkcie herbatka, po dwóch biorę banana i drożdżówy, niepewnie jadę w stronę eSek z małym błądzeniem i rozpędzam się na krajówce w stronę Bydgoszczy. Pierwsze 300km w 9h08min, niecały 1000m przewyższenia, pod wiatr - nie jest źle. łykam wyjeżdżającą wcześniej czołówkę i wleką się za mną kawałek wyprzedzając gdy zatrzymuję się na czerwonym. (Nadmienię, że za Jurkiem Traczem wlókł się zawodnik OPEN 62, na kole, chamsko po kilkadziesiąt km...). W końcu robię sobie przewagę do punktu w Kruszyńcu, żeby przebrać się i zjeść na spokojnie (311km, 9,5h). Zamawiam zupę i drugie, odlekczam się w toalecie, smaruję kremikiem i ubieram podkoszulkę oraz pakuję dragi i żele do torebki na biodra. Czołówkowicze wyjeżdżają wcześniej, żałują kasy na jedzenie, za mną wyjeżdża 28, który już wcześniej wiózł się za mną (bo taka ta kategoria solo - odstęp 100m na tych płaskich i długich prostych to zupełnie nic, można się pace'ować tempem pierwszego). Jedzie na moją lampkę, dziwiąc się, że nawiguję tyko z mapką, odpada na podjeźdikach. Bez problemów omijamy Bydgoszcz, nocny Toruń, za nim fajny punkt z Lucyną i Matyldą i arbuzami i super bułkami. Zatrzymuję się z raz na pepsi i raz żeby przykleić taśmą odpadający od podstawy licznik, który denerwuje mnie od ponad dwóch stów. Potem jadę już sam doganiając wszystkich wyjeżdżających wcześniej na kolejnym punkcie z super zaangażowanymi gospodarzami. Jest tu (we Włocławku) wszystko - ciasta, ciepłe zimne picie, leżaczki, śpiwory, bułki, wafelki. Jest chłodno, bo to blisko Wisły, nie chce mi się jechać, zeszło ze mnie powietrze, nie mam już parcia na wynik. Wolę siedzieć i marznąć. 28 wyjeżdża sam, a ja siedzę chyba z 40 minut na punkcie. Bez sensu. Wsiadam w końcu na rower bez przekonania i jadę w stronę Łącka. Przed Gąbinem, przy Jeziorze Zdworskim zaczyna grzmieć, siadam na przystanku i przestaje mnie wszystko interesować. Wyjeżdżam po około 3h, gdy już świta i zaczynają mijać mnie grupy kolarzy. Dotaczam się do Gąbina, zaczynam gadać z chłopakami z punktu, jakaś herbatka i batoniki i zaczyna się zlewa. Ani myślę jechać, siadam na foteliku i patrzę na kolejne grupy przejeżdżające. A spotykam m.in Vagabonda, który zostawił resztę chłopaków z tyle. W międzyczasie pisze do mnie Wax, że zaczyna pobolewać go ścięgno Achillesa i nie wie co dalej. Nad ranem wysyłam też smsa do Raptora, czy już przejechali przez Rzeszów, ale nie dostaję odpowiedzi. Zwalam to na karb zaciętej jazdy pierwszej ekipy.
Wstaję z punktu gdy już wszyscy pojechali, wchodzę w dobre tempo i doganiam całą ekipę na kolejnej stacji benzynowej, w Żyrardowie. Są arbuzy, jest makaron, zaczyna wychodzić coś jakby słoneczko. Pożyczam starszemu kolarzowi dętkę, bo właśnie użył ostatni zapas, a ja mam w nadmiarze - do końca maratonu nie mógł tego przeżyć, że ktoś mógłby być tak uczynny...Sochaczew, Mszczonów, Grójec i dalej bokami - ciągnę się 100-200m za grupką Beaty z Robertem. Jadą strasznie wolno, na podjeździkach wyskakuję sobie się odświeżyć i porobić fotki, ale mają dobrą nawigację, bo znają trasę. Jest jedna mini kraksa o bandy zabezpieczające, ale niegroźna, naprawiamy pokrzywioną kierownice i manetkę i jest ok. Na bocznej drodze do Przybyszewa, wśród sadów, zasypiam, łapię się na tym, że prawie zaliczam spektakularną glebę na asfalt cudem wyprowadzając rower do pionu. Po kolejny postoju mówię grupie, że muszę przyspieszyć, bo chcę być przed zachodem w Iłży. W Białobrzegach trochę błądzę, zaliczam jakieś gruntówki i kocie łby do Suchej, i w końcu wyjeżdżam na techniczną drogę koło krajówki, a potem niestety kawałek krajówką (dozwolone, nie ma jak inaczej!!!mimo, że postawili zakazy dla rowerów - pani, której zapytałem o to na stacji benzynowej, powiedziała, że to jakaś głupota, bo nie ma innej drogi). Wsola, lekko zmierzcha. Dogania mnie grupka, jemy jakąś jarzynówkę, dwa łyki herbaty i napieram. I to tak poważnie. Oczywiście - musiałem się zgubić w Radomiu, ulica Struga była zbyt wygodna, ale po chwili trafiam na Słowackiego i dociskam. W lekkim, a potem mocniejszym, deszczy osiągam Skaryszew, potem zaczynają się przyjemne hopki pod wiatr i w deszczu i mknę na Iłżę. Zjazd do centrum ostrożnie i dalej ogień. Udaje się załapać na mini-zachód słońca, przed 20tą jestem w Iłży (odcinek Wsola-Iłża, około 53km, w 1.5h, nie było źle). Na punkcie chłopaki dość zabawne, chcą mnie zakwaterować z koleżanką Danką, ale mylą numery pokoi i w końcu jestem w trójce z dwoma kolegami z OPEN. Prysznic, obiadek, sporo gawędzenia i słuchania planów co, jak, gdzie i kiedy wyjazd i decyduję się, że czekam, że wyschną mi ciuchy. Pokój jest ciepły, mam jeszcze 300km po górach, powinienem zrobić to w 15h brutto. Chłopaki z pokoju, jak i większość ekip, wybierała się nocą, od 23 do 4 nad ranem, żeby zdążyć przed zmrokiem na metę. Ja zaplanowałem 6 rano. A co!! :)

znudzina rybitwa przed startem © wojtekjg

prom dowozi zawodników na start © wojtekjg

zaciekawiona nami młoda rybitwa © wojtekjg

Wilcy, Waxy i Raptory na promie © wojtekjg

fotocepcja © wojtekjg

start ostry © wojtekjg

Start ostry © wojtekjg

start ostry © wojtekjg

na starcie © wojtekjg

start ostry © wojtekjg

grupka na starcie © wojtekjg

Robert - organizator imprezy © wojtekjg

Vagabond wyrywa do przodu © wojtekjg

Ostatnie rozmowy przed startem ketagorii Solo © wojtekjg

Maszyna przed startem - z tyłu organizatorzy wyposażyli ją w silnik ;) © wojtekjg

"Tak mamo, wziąłem ciepłe majtki" © wojtekjg

Start z dobrej wysokości (6m npm) © wojtekjg

Baśka i Wojtek na jednym z minipodjazdów za Wolinem © wojtekjg

zwalniam żeby zrobić fotę wysokości jaką osiągam... © wojtekjg

płaskości okolicy Wolina © wojtekjg

akurat kuźwa most musiał być otwarty... 15 minut w plecy © wojtekjg

farma wiatrowa przy drodze © wojtekjg

najwyższa górka woj. zachodniopomorskiego :P © wojtekjg

i znów płaskości © wojtekjg

wyprzedzam i wyprzedzam © wojtekjg

kolejne grupki zostają z tyłu © wojtekjg

okolice Drawska Pomorskiego © wojtekjg

dopadam poziomkę © wojtekjg

wyprzedzanie © wojtekjg

lekkie podjeździki pod wiatr © wojtekjg

uwaga na żubry!! © wojtekjg

w stronę Bydgoszczy © wojtekjg

tak się wozi poza regulaminem.. (62) © wojtekjg

przed Bydgoszczą, kolega Lewandowski (23) © wojtekjg

poranek - jak może być tak płasko!!!??? © wojtekjg

postój w Żyrardowie © wojtekjg

peletonik w stronę Radomia © wojtekjg

w stronę Radomia © wojtekjg

i dalej w stronę Radomia © wojtekjg

goneinei kolejnych grup © wojtekjg

pozdrowienia z trasy ;) © wojtekjg

w końcu jakieś hopki © wojtekjg

Rbert ucieka w oddali do Przybyszewa © wojtekjg

o kur... zgubiłem się?? © wojtekjg

Zachód słońca za Iłżą © wojtekjg




CLIMB: avg-1%, max-7%

Dane wyjazdu:
321.13 km 1.00 km teren
12:16 h 26.18 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy:2926 m

Na Kościelisko!!!

Piątek, 3 sierpnia 2012 | Komentarze 10

Gorlice-Wawrzka-Bogusza-Nowy Sącz-Tylmanowa-Krościenko n/Dunajcem-Hałuszowa-Sromowce-Niedzica-Łapsze-Przeł.Trybska-Białka Tatrzańska-Bukowina Tatrzańska-Zakopane-Kościelisko-Zakopane-Bukowina Tatrzańska-Białka Tatrzańska-Nowa Biała-Dębno-Kluszkowce-Przeł.Snozka-Krościenko n/D.-Nowy Sącz-Cieniawa-Grybów-Ropska Góra-Gorlice

Tak się złożyło, że miałem dziś wykład na 53.Tygodniu Jaskiniowym, i miałem chwilę czasu, żeby dojechać na Polanę Rogoźniczańską rowerem. Mimo prognozowanych burz.
Wyjazd już w palącym słońcu, około 9.30. Po wczoraj nogi mam nieeeesamowicie ciężkie, dodatkowo jadę pod wiatr i w skwarze, strasznie się wlokę i do Sącza i dalej. Fajnie jest na zjazdach do Niedzicy, potem za powoli jadącym traktorem z sianem aż do Łapszy. Na Przełęczy Trybskiej trochę pokrapuje, Tatry w burzach. Pierwsza ulewa łapie mnie tuż za Bukowiną na zjeździe do Poronina. Nie da się jechać, okupuję wiaty przystankowe. Kolejne zlewy w Poroninie i na Zakopiance - muszę się zatrzymywać, robi się niebezpiecznie przez głębokie kałuże. Wjeżdżam do centrum Zakopca w mega-ulewie ze słońcem w twarz. Dziwne. W Kościelisku natomiast dość sucho, lało wczyśniej. Droga dłużyła mi się nieeeesamowicie, jechałem chyba ponad 7h (165km)!!!!
Mówię co mam powiedzieć, spotykam znajomych z polskich klubów jak i, trochę nieoczekiwanie, kolegów słowackich ( nie sądziłem, że akurat przyjadą na tą imprezę), jem bigos i około 20.30 wyjeżdżam w lekkim deszczyku.
Do Bukowiny kropi, na południu widzę przepiękne błyski. Zjazdy mokre, potem w mglistej zupie i omijając setki żab do głównej w Dębnie. DK sucha, ale jedzie mi się niesamowicie źle. Zachwycam się oświetloną prze księżyc taflą Czorsztyńskiego. Przed Snozką objazd ze zjazdem 15% ścianą po mokrym asfalcie. Klocki z tyłu już od 50km mam dotarte do metalu. Na Snozkę niesamowicie topornie, za to na górze się odblokowuję i po zjeździe i małym postoju za Krościenkiem, walę równo 35-38km/h do Sącza. W Sączu Pepsi i na Cieniawę ścieżką rowerową (policja kręci się cały czas po okolicy). Jadę w mega zupie, widoczność max 150m, wszystko siada na mnie skraplając się na ciuchach i kasku. Ale - jest nawet ciepło, jadę w krótkich spodenkach. Zjazd to samo, w zupie mlecznej, Grybów bez mgły i jasna droga przez Ropską aż do domu. Do Gorlic zajeżdżam tuż przed trzecią.
Czas jazdy jak dla mnie - bryndza. Ale nie dało się inaczej, nie zawsze da się/trzeba gonić ;))) Nie miałem dziś nawet zbytniej weny do zdjęć. Za to przez pół drogi przypominałem sobie słowackie nazwy gatunków nietoperzy ;)


Burza nad Taterami, Przeł,Trybska © wojtekjg

Księżyc, mgły, góry i Dunajec © wojtekjg

postój na ciepłym murku nad DUnajcem, Tylmanowa © wojtekjg


CLIMB: avg-3%, max-9%
Temperatury: 34-16*C
Kategoria [300-1500km :)], sam


Dane wyjazdu:
394.75 km 0.00 km teren
15:16 h 25.86 km/h:
Maks. pr.:71.50 km/h
Temperatura:29.0
Podjazdy:4830 m

Tatry razy trzy

Sobota, 30 czerwca 2012 | Komentarze 25

Gorlice-Wawrzka-Florynka-Krynica-Muszyna-Piwniczna Zdrój-Mnisek n/Popradom-sedlo Vabec(766m)-Stara L'ubovna-Spisska Bela-Vysoke Tatry:Smokovce-Hrebienok(1285m)-Nova Polianka-Velicke pleso(1670m)-Vysne Hagy-Popradske pleso(1495m)-Strbske pleso(1346m)-Vysne Hagy-Mengusovce-Poprad-Kezmarok-Spisska Bela-Magurske Sedlo(949m)-Spisska Stara Ves-Sromowce Wyżne-Krścienko n/Dunajcem-Łacko-Nowy Sącz-Królowa Polska-Bogusza-Wawrzka-Ropa-Szymabrk-Gorlice

Pomysł zaliczenia 'na raz' wszystkich wysokich podjazdów 'szosowych' po słowackiej stronie Tatr zrodził się chyba krótko po tym jak wspinaliśmy się z Arkiem pod Śląski Dom w sierpniu 2011r. Czekałem tylko na chwilę wolnego, chęci i w miarę dobre prognozy. Dwie pierwsze rzeczy były, trzecia - coś nie ten teges. Do tematu podszedłem też w odpowiedni sposób od strony sprzętowej zabierając koła z cięższymi ale trwalszymi oponami drutowymi 23C (mając na uwadze niby-szuter na Velicke) i kasetą 12-30T - na wszelki, gdyby mnie przytkało ;)
Wyjazd klasycznie o północy. Prognozy mówią o lampie na najbliższe dni, zmiennym wietrze i burzach nocą w rejonie Tater. Nocka jest księżycowa, na górkach jest ciepło, w dolinach zalega zimna wilgoć, zjazdy są dość chłodne. Szybko przebijam się przez pierwsze podjazdy do Krynicy i Muszyny, o dziwo Dolina Popradu idzie fajnie, nie ma spodziewanych zwałów mgły. Są za to efekty świetlne burz nad Tatrami i dalej na południu Słowacji. Na Vabec wytaczam się tuż przed wschodem słońca (dwie chwilki po 4tej). Rzeczywiście, tak jak wspominał Krzysiek - z Mniska zrobili kawał asfaltu, będzie można zjeżdżać bez obawy o koła. Zjazd na Lubovne dalej fatalny. Jazda w stronę Tatr nie jest miła, gór nie widać, a za przełączką w okolicy Ruzbachov zaczynają pojawiać się kałuże. I nagle asfalt staje się mokrusieńki - deszcz dopiero co skończył lać w tej okolicy. Jedzie się fatalnie, mokro i ślisko, schlapany tyłek pomijam, na dodatek wsio paruje i robi się gęsto. Odcinek, który miałem nadzieję przeskoczyć szybko, rozwleka się. Tak samo wlecze się turysticky chodnik, nasz ulubiony z Jarnej klasiki, za to podjazd do Smokowców idzie jakoś radośnie (jak zwykle zresztą, lubię go). Hrebienok wyjeżdżam spokojnie (266m w górę, 2,82km liczone od głównej szosy), hore jestem około godziny 7.50 (nie wyjeżdżałem na czas ale zajęło mi to około 20minut). Gdzieś uciekły mi te 16% odcinki albo przejechałem je za szybko i nie zostały zanotowane przez mój komputer pokładowy ;) Foty i zjazdy z fotami. Szybki transfer na V.Poliankę i przepak pod kortem tenisowym - od tego miejsca liczyliśmy czas w zeszłym roku. Podjazd robię non stop, licząc czas ale nie spinając się (albo lenistwo, albo miałem na uwadze dalszą drogę). Zaczyna się robić ruch turystyczny, w tym rowerowy. Powyżej 1300m asfalt dalej zmechacony i czasem zażwirowany. Podjazd mocno trzyma wysokie wartości nachylenia - po patelni na pierwszych 1,5km wjeżdża się w miły las górnoreglowy, który daje ochłodę, ale nie wytchnienie w podjeździe - 10% to norma. Po 20 minutach traci się perspektywę: nagle wypłaszczenie i przyspieszam, a licznik pokazuje, że to 7-8%, a nie płaśń ;) Widoki pomagają znieść niektóre ścianki ;) Nad stawem jestem około 9.10 (631m hore, 6,83km), zamykając się w 42 minutach, podjeżdżając na przełożeniu 39/27T. Foty i zjazd - oczywiście ekwilibrystyczny, bo kanałów odprowadzających wodę przez środek drogi nie widać i trzeba było hamować aż do zapalenia się klocków.
Po krótkiej sjeście w V.Hagach walę w stronę Strbskego Plesa. Tu jest już opornie - ciągle lekko pod górę i ciągle pod niemiły wiatr. Ale - daje to nadzieję na jego pomoc podczas powrotu. Skręt na Popradske, podjazd znów na spokojnie, slalomem między turistami. Nad wodą jestem o godzinie 11.10 (253m w górę, 4.12km w poziomie). Chwila nad wodą i znów zjazd slalomem - na co drugim zakręcie albo ktoś przewija brzdąca albo uspokaja drące się bachory - masz Ty Petro z tym Leonem szczęście, że taki spokojny ;) Podjeżdżam jeszcze, trochę krążąc, nad Strbkske pleso i Nove Strbske Pleso. Dawno tutaj nie byłem, miejscowość zaskoczyła mnie kompleksami hotelowymi. Na bogato ;)
Wreszcie w dół bez wertepów, serpentynki do Hagov i prooosta w dół w stronę Popradu. Miałem nadzieję pociągnąć tu jakieś osiem dych - a tu zdziwko - wieje mi w twarz. A na dole łapie mnie naprawdę porywisty wiatr przeciwny. Aż do Popradu. Dalej zmienia się na słabszy ale dalej twarzowy. Na dodatek wilgoć i jazda jak w zupie. Dotaczam się do Spisskej Belej, skręcam dalej pod wiatr na Magurske. Po drodze załapuję się na wspaniałą rójkę małych, białych garbatkowatych z przydrożnych drzew. Podjazd daje mi trochę w kość, jest dość sztywno i wietrznie, dodatkowo wilgotno i parno. Zjazdy są zbawieniem, prawie 20km do granicy za Spisska Starą Vsią (a była godzina 15.30 gdy przekraczałem hranicę).
Za jeziorem znów podjazd ze Sromowiec na Krośnicę, a potem zjazd do Krościenka. Wieje lekko w twarz ale utrzymuję przelotową powyżej 30km/h do Sącza (docieram około 18tej). Przebijam się przez miasto prawie zgodnie z zasadami ruchu drogowego, wbijam na kurczaka w sterydach i olewając tym razem ścieżkę rowerową wyjeżdżam w stronę Kamionki - czyli podjazd ponad 15km, ciągle lekko w górę i pewnie ciągle pod wiatr. Do Królowej jest dobrze, bo z lekkim wiatrem, dalej robi się parno - jest po 19tej, a temperatura dalej ponad 27st.C. Na zjeździe z Boguszy spotykam Arka i do domu wracamy już razem przez sztywny, jak zwykle, podjazd w Wawrzce, i z dobrym tempem na odcinku Ropa-Gorlice. Z roweru zsiadam około 45 minut po godzinie 20tej.

Chciałem zamknąć się w 20 godzinach brutto, wyszło 20h45min, więc jest ok. Znów pogoda nie taka jak powinna być, cały dzień walki z wilgocią i skwarem. Nawet w wyższych położeniach temperatury nie spadały poniżej 24st.C!! Liczyłem na szybsze odcinki dojazdowe, wtedy byłoby więcej czasu, żeby posiedzieć nad stawami, ale - trudno. Pod koniec dnia lekko cierpną mi dłonie i stopy - od zjazdów na nieamortyzowanym widelcu po wertepach i trochu od SPDów. Ale bez tragedii.
Wynik kilometrażowy prawie jak w zeszłym roku o tej porze. Od razu uprzedzam pytanie - nie, nie "dokręcam" ;) Altimetr mi coś szalał, podejrzewam, że odczyt jest dość zaniżony, skoro nawet bikemap mówi mi o 5tys ale - nie dokręcam, piszę to co mi pokazuje :P
Dla złośliwych: z blacika schodziłem na trzech głównych podjazdach :P


książyc za chmurką w Wawrzce © wojtekjg

Poprad w Piwnicznej i chmurka od piorunów © wojtekjg

na przełęczy Vabec © wojtekjg

słońce odbija się od burych chmur nad Vabecem © wojtekjg

wschd słońca za Ruzbachami © wojtekjg

wiadukt na trasie © wojtekjg

mokre Ruzbachy © wojtekjg

po burzy © wojtekjg

poburzowo przed Spisską Belą © wojtekjg

poburzowe mgły © wojtekjg

Pierwsze spojrzenie na Tatry © wojtekjg

ulubiona ścieżka rowerowa © wojtekjg

jazda w stronę Smokovcov © wojtekjg

po prostu Tatry Wysokie © wojtekjg

wychodzi słońce, na drodze do Smokovca © wojtekjg

zaopatrzenie © wojtekjg

w Vysokych Tatrach - Hrebienok © wojtekjg

okolice Hrebienoka © wojtekjg

okolice Hrebenoka © wojtekjg

widoki podczas zjazdów do Smokovca © wojtekjg

regloń górski © wojtekjg

las powoli odradza się po kalamitach z 2003r © wojtekjg

Kralova na horyzoncie © wojtekjg

początek podjazdu na Velickie - żar z nieba i największe nastromienia © wojtekjg

jedni jadą na najmniejszych obrotach, inni (na szczycie wzgórza) już prowadzą © wojtekjg

do 1300m npm asfalcik jest super © wojtekjg

powyej 1300m robi się gorzej © wojtekjg

ponad 1500m npm robi się szutrowo © wojtekjg

prawie koniec, pojawiają się widoczki © wojtekjg

końcowe metry pod Śląski Dom © wojtekjg

Velicke pleso © wojtekjg

najbrzydsze schronisko w Tatrach - Śląski Dom ;) © wojtekjg

na 1670m npm © wojtekjg

kruzyn' w stronę Vysnych Hagov © wojtekjg

serpentyna przy zjeździe z Hagov - na Jarnej jest to podjazd © wojtekjg

ogniczek © wojtekjg

Pachyta quadrimaculata © wojtekjg

horsky vlak © wojtekjg

śródleśny asfalcik w stronę Strbskego Plesa © wojtekjg

Popradske pleso, prawie 1500m npm © wojtekjg

Popradske pleso i okolice © wojtekjg

zjazd z Popradskego plesa © wojtekjg

Strbske Pleso © wojtekjg

Nove Velske Pleso © wojtekjg

spojrzenie z góry na Magistralę Tatrzańską, Tatry Nizke w tle © wojtekjg

Strbske pleso © wojtekjg

Vel'ka Lomnica © wojtekjg

Zachmurzone Tatry © wojtekjg

deprymujący pocątek podjazdu na Magurske sedlo © wojtekjg

rójka małych, białych ciem © wojtekjg

radosne obwieszczenie przed podjazdem © wojtekjg

widoki z przełęczy © wojtekjg

Magurske sedlo © wojtekjg

Zamek w Niedzicy © wojtekjg

Deli - kiedyś wycofany z powodu zawartości melaminy, teraz powraca do łask :) © wojtekjg

Pienińskie widoczki © wojtekjg

zjazd z Krośnicy z Trzema Koroami © wojtekjg

jazda Doliną Dunajca © wojtekjg

Dunajec przed Gołkowicami, z tyłu Pasmo Prehyby © wojtekjg

przełęcz nad Boguszą © wojtekjg

Spotykam Arka, oczywiście z prowiantem ;) © wojtekjg

ostatnie promienie słońca w Wawrzce © wojtekjg

Pieniny Gorlickie w półmroku © wojtekjg

ostatni zjazd - pod Chełmem do Ropy © wojtekjg


CLIMB: avg-3%, max-16% (pewnie bywało więcej ale nie gapiłem się ciągle na wskazania licznika, to zapisany wynik jako max na 50m)

Dane wyjazdu:
457.60 km 0.00 km teren
14:44 h 31.06 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:30.0
Podjazdy:2432 m

Za dużo słońca, za mało górek - Radlin Maraton 2012

Sobota, 16 czerwca 2012 | Komentarze 19

Jako osoba pozbawiona wyższych ambicji jechałem na ten maraton z założeniem 450km i kwalifikacji na BBT. Wiedząc o deklaracjach obrony tytułu przez zeszłoroczną czołówkę, mając na uwadze prognozę pogody (głównie mocny, południowy wiatr) i, jak się później okazało, start z 4 grupy (15 minut po cioraczach), nie deklarowałem się twardo na 550, chociaż w razie dostatku sił i czasu rozważałem tą opcję. Opcjonalnie. ;)
Chłopaki na noclegu od rana szprycują się makaronami...właściwie od wczoraj;) Ja jem skromnego rogalika i ciasteczka LU, za którymi ostatnio przepadam podczas jazdy. Plus herbatka i pepsi ;) Zostawiamy część bagaży na miejscu, część ważnych dostarczamy do punktu startowego. Na starcie pogaduję sobie m.in. z Raptorem, Jedrisem, spotykam Funia i Aniutę, jest też cała czołówka szybkościowców m.in. Kurier, Roman Kościak. Elita startuje w pierwszej grupie (Rap, Wax, Kurier i reszta), Funio jedzie w drugiej, ja - 4 grupa wraz z komandorem wyścigu - na pewno się nie zgubimy :)

Nasz start 8:15, oczywiście jak zwykle 'bez ścigania' czyli ktoś napierdziela za pilotem na motocyklu, a ten przyspiesza gubiąc ogon (grupka jest 15-osobowa). Ponieważ pilot prowadził nas aż do Wodzisławia Ślaskiego tak, żebyśmy się nie gubili na trasie później, a każdy żeby sobie ją zapamiętał, podjeżdżam do przodu stopując grupkę żeby tył mógł do nas dociągnąć. Nie ma sensu gnać, będzie jeszcze okazja pokazać nogę ;) Po wypuszczeniu nas na rondzie wchodzimy w dobre tempo, około 33km/h. Po chwili kalkulacji stwierdzam, że to za wolno, żeby dojść kogokolwiek i wychodzę na przód podkręcając trochę i gubiąc kilka osób na interwałowym odcinku pierwszych 25K. Przy zjeździe na Wiślankę w Pawłowicach jest już nas trzech, mówię chłopakom (starszym ode mnie;)), że nie potrzebuję zmian, chcę zobaczyć ile daje fabryka. Zgadzają się z uśmiechami. Odcinek pod mocniejszy wiatr ale idzie fajnie, nawet niewielkie hopy przed Ustroniem i w okolicach. Dopadamy i przeganiamy grupkę z 2 i 3 grupy startowej, do Wisły prowadzę już spory peleton. Na podjeździe jedzie się super, bo wiatr trochę pomaga, ok 2km za skocznią zjazd do Granitu, podpisy i tankowanie. Średnia około 33.8, nie jest źle. Biorę wodę w jeden bidon, banany i wafelki ('takie co kolarze jedzą' czyli Grześki czekoladowe :)))) olewam, biorę za to 'miksturę z minerałami' - pół bidonu rozcieńczonego wodą. Niestety - na moje nieszczęście.

Na zjeździe szybko doganiam 2 grupkę startową, od razu ich przeganiam wiedząc, że mam dobry wiatr w plecy, a nie chcę jechać w peletonie. Idzie fantastycznie, pierwsze 100km zamykam w 3h (2h53m, ok 34,6km/h), do około 115km trzymam ponad 40 na liczniku, i nagle.. nie kryzys ale zamulenie. Mdłości, prawie wymioty i poważny skurcz żołądka. Szukam przyczyny.....izotonik!!! K***... !! Dogania mnie grupka 2, podśmiechujki, że się wyrąbałem (głównie ze strony tuzów w strojach BBT ;)), nie chcę jechać z nimi więc odstaję od grupy, potem przeganiam, potem doganiają mnie gdy stoję na czerwonym, a oni jadą (tak, stawałem na czerwonym, co spotykało się z podśmiewaniem ;)), potem znów ich biorę, bo nie jadą szybko pod górkę, po kolejnym wyprzedzeniu wychodzi przede mnie Funio i nagina ze mną na kole z 5 mocnych minut, ale potem czeka na grupę, którą urwał. Zjeżdżają się znów przed Wodzisławiem, a ja blednę. Muszę zatrzymać się w kebabowni na Sprite'a. Dotaczam się do Radlina, narzekam na izotonik, piję pepsi i biorę swoje cytrynowe prochy do bidonów, próbuję coś przełknąć ale nie idzie.. i zbieram się dalej. Temperaturka w słońcu już ponad 40stopni, podczas jazdy ciągle powyżej 32. Zaliczam kilka razy cień pobocza, kilka stacji benzynowych z zimnymi napojami, biorę też Ibuprom na bolącą znów stopę. W Ustroniu mija mnie grupa Raptora, jadą już we trzech, bardzo mocno naginają (Kurier złamał widelec (!!) na pierwszej pętli, siedział pod górką w Jastrzębiu ;)), Wax mija mnie w Wiśle. Kalkuluję. Przede mną masa osób, nie mam szans w takim stanie dogonić podium, jadę na zaliczenie i jak żołądek pozostanie na miejscu - pojadę 550. Może. W Malince skręcam do sklepu po 2 butelki pepsi, jedną wypijam pod drzewem i przy strumyku, drugą daję do chłodzenia w wodzie (niestety - porywa ją prąd;)), chlapię się z 20 minut i jadę w dół. Doganiam kolegę z mojej grupy startowej (jechał na czarnym Radonie), mijamy się kilka razy po drodze, gdy zatrzymuję się na stacjach lub po arbuza (kusiły mnie arbuziarki po drodze aż w końcu się skusiłem i opierdzieliłem ćwiartkę w cieniu ;)). Rozleniwiłem się chyba tym nawodnieniem, bo nie zauważyłem gdy zamiast na Wodzisław pojechałem na Żory. W centrum skręcam na Wodzisław i po kilku poważniejszych hopach pod wiatr na Radlin - nadrabiam około 7km. Na punkcie jestem około 19. Znów kalkulacje: do czołówki nie mam startu, Wax ma nade mną około 40minut przewagi dzięki pociągowi pierwszej grupy i mocnemu naginaniu później (a jechał skubany tylko na małej tarczy!!!), nie mam co się spinać. Jem pół miski zupy (idzie opornie), doję pepsi, podgaduję z Funiem i Aniutą oraz orgami, dowiaduję się, że masa ludzi się wycofało (może wtedy przeszła też informacja o wycofaniu się czołówki...chociaż kontaktowałem całkiem dobrze), smaruję łańcuch i jadę.

Wyjazd około 20tej. Pogaduję sobie jeszcze z wyjeżdżającym już do domu Romanem Kościakiem i sunę pod wiatr. Zapada powoli zmrok i interwały idą już lepiej. Nie widzę nikogo przed sobą, nie mam już kogo gonić, nikt nie jest w moim zasięgu, mijają mnie za to grupki i pojedynczy wojownicy jadący z naprzeciwka. Za Jastrzębiem włączam lampencje, jedzie się ok, przez mecz ruch niewielki. Liczę czas dojazdu do punktu w Ustroniu w razie gdybym chciał robić 550, tankuję w Żabce (jedyny klient wieczoru, pustka na ulicach;)). Za Ustroniem dopada mnie mocny podmuch halnego z prawej - o mało mnie nie przewracając. I to nie tylko mnie - czuli to wszyscy jadący, od 21 do 4 nad ranem, w tym samym miejscu! Nieopacznie wysyłam Waxowi smsa "gonię cie" drażniąc się z nim - był poza moim zasięgiem, a ja jechałem spokojnie, chociaż szybciej niż poprzednią rundę na tym odcinku. Wax mija mnie tuż przed Wisłą, krzyczy, żebym się lepiej postarał z gonieniem, podjeżdżam lekko do góry (koło skoczni walają się ludzie, krążą obijając się o ogrodzenia ;)). Podjazd do punktu, akurat wyjeżdża grupka 1, biegnę się podpisać i kogo widzę - Raptora. Odpuścili. Czyli Wax jest wirtualnym liderem na trasie, mam do niego trochę ponad godzinę, za nim jest jeden zawodnik (około 4 minuty później) i grupa, która właśnie ruszyła (6 chłopa). Daję im 8 minut fory, bo dziewczyny robią mi herbatę i dobrze mi się rozmawia z Raptorem. Zakładam kamizelkę odblaskową, rękawki i ruszam.

Po zjeździe ściągam rękawki, jest ciągle ponad 20 stopni C. Wiatr dobry to i naginam mocno, odcinek zrobiłem w około 2h. Nie uzupełniłem bidonów, resztki MD i Liptona skończyły się po 45K ale nie zatrzymywałem się, bo na długich prostych nie widziałem światełek grupki przede mną. Wylizuję resztki z bidonów, kusi mnie Mac, ale doganiam chłopaków gdy krążą na rondzie w Jastrzębiu. Pytam o wynik meczu i zostawiam ich wy tyle (nie siedli na mnie, bo akurat była faza kryzysowa, a chcieli jechać razem). W Wodzisławiu wskakuję szybko na stację po pepsi, chwilę później mija mnie grupka Vagabonda jadąca na 3 pętlę, dostaję też smsa od Waxa, że już siedzi pod zimnym prysznicem na mecie ;). W 20 minut dojeżdżam i ja do mety, już bez przygód, z czasem brutto 17h02min - jest to trzeci czas na dystansie 450km. Waxmund pojechał już spać, drugi zawodnik przygotowywał się na wyjazd na 550km ale czekał na grupkę za mną, której wstawiłem ponad 20minut (dojeżdżali dopiero gdy ruszałem na nocleg). Szybko rozważam czy jechać dalej czy nie, mam przewagę startową, większą szybkość niż grupa za mną i jeszcze zapasy, ale równie szybko rezygnuję, założenie wykonałem, brak mi ambicji i zachłanności ;)
Popijam herbatę i resztki pepsi, zwijam się na nocleg gdzie doprowadzam się do odpowiedniego stanu wizualnego i wracam z betami położyć się w MOSiRze, na zimnej podłodze. Nie zasypiam wcale, co chwila rozmawiam z nowo przybyłymi.
Tak, jestem zadowolony i z kondycji i startu, tym bardziej, że chyba tylko około 30minut jechałem na kołach, reszta wypracowana samodzielnie (nie dałem się nawet propozycji jednego orgów na motorze w Wiśle żeby mnie podciągnąć do punktu ;)). Mogłoby być mniej postojów. Nie, nie zrzuciłem z blatu (55T), ani raz nie wrzuciłem na 28T;)

Plusy:
-pofałdowana i przez to nie nudna trasa
-fajna organizacja, mimo otwartego ruchu trasa poprowadzona bezkolizyjnie
-świetna atmosfera między zawodnikami na trasie, pozdrowienia i zagrzewanie do walki od innych zawodników
-zero skurczy (jak zwykle), minimalne otarcie tyłka (norma w tych temperaturach i siedzeniu dłuższy czas na końcu siodełka)

Minusy:
-zatrucie i zamulenie, trudno się mówi, trzeba jeździć na swoich sprawdzonych specyfikach i powinienem o tym wiedzieć
-trochę nie ten teges z tym żywieniem na punktach (tzn - obsługa super! tylko ja najwyraźniej jestem wybredny i papu mi nie podchodziło ;))
-pogoda..dopisała, aż za dobrze.. ale nie wiem czy to na pewno można wpakować pod kategoryzowanie plus/minus

Gratulacje dla wszystkich, którzy przejechali w tych warunkach swoje dystanse, jak też dla tych, którzy świadomie i z rozwagą powiedzieli sobie w pewnym momencie 'dość'.


Zdjęć tylko kilka, jedno z trasy - po pierwszej rundzie wywaliłem aparat kieszonki i wrzuciłem tam żelki i mus.
Wax w akcji! © wojtekjg

Orgowie i Pan Vice Burmistrz © wojtekjg

grupa pierwsza na starcie © wojtekjg

start pierwszej grupy - widać ogień w oczach ;) © wojtekjg

grupa druga na starcie, wzrostem zaznacza się Funio :) © wojtekjg

"ja nie chcę zdjęciaaaaa" © wojtekjg

Yoshko z grupą wsparcia;) © wojtekjg

jedyna fota z trasy - połykamy 2 grupę startową © wojtekjg

Concept of Speed © wojtekjg


CLIMB: avg-1%, max-7%
Tłuszczyk przepalony: 415,1g

PS. puls na pierwszej pętli strasznie zawyżony: najpierw przez upał i brak dobrej rozgrzewki, potem chyba przez te skurcze żołądka. Ciągle pod progiem, ciągle powyżej 168bpm. Dopiero po postoju wszystko się unormowało i jechałem do końca już tylko w trzeciej strefie, nie wyskakiwało powyżej nawet na górkach.

PS2. Funio tak dociskał na pierwszej pętli, że aż śprychę w tylnym kole zerwał :)

PS3. Na drugiej pętli machałem triathloniście, jadącemu na drugim pasie Wiślanki, na świetnym Cervelo P3. A jeszcze w Jastrzębiu zagadałem do kolarza w stroju mistrza Szwajcarii na ładnym Pinarello z cudnymi kółkami Lightweighta (chciał mnie chyba trochę podprowadzić na kole ale perfidnie zostawałem w tyle lub go wyprzedzałem ;))

Dane wyjazdu:
461.35 km 0.00 km teren
15:31 h 29.73 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:29.0
Podjazdy:3735 m

Śtyry granice, śtyry setki, i (znów 'prawie') śtyry tysiącki hore

Wtorek, 22 maja 2012 | Komentarze 31

Są takie trasy, na których lubię/lubimy mierzyć czas przejazdu wyobrażając sobie, że jest to wyznacznik postępu w budowaniu formy. Jedną z takich jest dla mnie Gorlice-Slovenskie Nove Mesto (granica z Węgrami) - odkąd pojechałem tam pierwszy raz polubiłem tę trasę. Niby bardzo nie wymagająca, góry są tylko na początku i chwilę na 100tnym kilometrze, ale zmiany terenu, wiatr i słońce na patelni na południu Słowacji, dają popalić. Zazwyczaj przemierzałem ją z sakwami, dziś - na szybszym rowerze i 'na lekko'.
Wyjazd ze wschodem słońca (4.40), w dolinach chłodno i wilgotno, na dodatek do Koniecznej poranny mocny wiatr, oczywiście przeciwny. Przełęcz Małastowska bez spinania (10:50), granicę osiągam o godzinie 6, do Zborowa przyspieszam i na hopkach w stronę Vysnej Polianki cieszę się bezwietrzną pogodą. Dość szybko mijam Svidnik i wyjeżdżam w stronę Domašy.
Na 80tym km wpadam przednim kołem w krater na środku asfaltu, nie mogłem go zauważyć, ukrył się w cieniu. Ponieważ jechałem na lemondce, nie trzymając jej mocno, szoruję asfalt przy 40km/h na liczniku. Wynik: obtarte przedramię, kolano i biodro, rękawek i nogawka z dziurami (kevlarowy strój od Questa tylko lekko się otarł), rower jest cały, ucierpiała lekko tylko kierownica. Problemem jest ręka, bo nie będę mógł jechać na przystawce. Z rękawka robię opaskę na opatrunek i to pozwala mi korzystać z lemondki w miarę komfortowo.
Hopy nad Vel'ką Domašą i od 100km zaczyna wiać w twarz i bok - zapowiadany wiatr na zachód. Tylko nie taki se, ale podmuchami dochodzący spokojnie do 40-50km/h. Męczę ostatnie 90km w ten sposób (w międzyczasie tankuję w sklepie w Vojčicach i zamieniam kilka zdań z panią, która biegała maratony w Stanach) i 20 minut przed południem jestem na granicy SK-HUN(188km, 5:57h, avs 31,6, w pionie 1263m). W prowincji Tokaj wsiadam na ścieżkę EuroVelo w stronę Hollóházy, wiatr nareszcie mi sprzyja. Zakupy w Pálházie, podjazd w stronę Füzérkolmósu z widokiem na Füzéri vár i w górę doliny do Hollóházy. Przejazd przez miejscowość daje +200m w górę ;), wytaczam się na przełęcz i skręcam na Słowację. Zjazd fajny, z widokami na Koszyce i góry w dole. Docieram do głównych dróg i walę w stronę Moldavy n/Bodvou. Tu odbicie na Jasov, podjechałem sobie jeszcze pod Jasovską Jaskyne (jedna z turystycznych w Slovenskim raju) i dolinką zacząłem napierać w stronę Štósa. Podjazd na przełęcz nad Smolnikiem (Štóske sedlo, sv. Maria) baaaaardzo fajny, cały czas 4-5%, na patelniach więcej, na koniec wjeżdża się w las. Na górze źródełko, przy którym zagaduję do młodego kolarza z Koszyc (trenuje do Jarnej ;)), uzupełniam wodę i zjeżdżam robiąc fotki. Zaczyna się męka pod wiatr, bo zmieniam kierunek jazdy na wschodni. Kolejny podjazd, za Margecanami, jest już mniej miły, cały czas 7-8%, czasami więcej. Ale widoki na górze są super, zjazd też miodzio, ino asfalt się zdupcył (trzeba tędy podjeżdżać następnym razem). Gdzieś w tej okolicy strzeliło mi 300km i 2400m w górę, a średnia nie spadła jeszcze poniżej 30tki. Jeszcze jeden raz w górę, z super serpentynami w dół, i jestem w Prešowie. Dość późno, bo około 19.30.
W stronę Kapušan oczywiście podjazd, na dodatek pod mocny wiatr. Jest za to zachód słońca nad górami i hradem. W półmroku staram się naginać jak się da przez Raslavice do Bardejova, w mieście jestem około 21.15.I nareszcie wiatr taki jak ma być. Trochę się ubieram i jazda w stronę granicy. Na przełęcz w Koniecznej wyjeżdżam około 22.30. W Polsce jakby zimniej, zakładam nogawki i w wilgoci przejeżdżam znów Przeł.Małastowską i w Gorlicach (udało mi się nawet podciągnąć średnią o dwie dziesiąte z Magury do domu ;)))) jestem o 23.40.

Znów za dużo postojów, zamknąłem się w 19 godzinach brutto. Postoje były wymuszone, niestety, kontuzją i trochę złą taktyką z nawadnianiem. Po 200km zorientowałem się, że zapomniałem żelków ;), po 200km zaczął mi też jęczeć łańcuch, tak ładnie go wczoraj wyczyściłem i lekko smarnąłem...Zakładałem, że całość zamknę w średniej około 28km/h, więc z tego wyniku jestem niezmiernie zadowolony. Zawsze można by powiedzieć, że dałoby się lepiej ale....(ale wiatr, ale upadek). Polecam z czystym sumieniem Mavici Cosmic Elite - po tych wszystkich dziurach i upadkach dalej nie ma centra i niosą jak nowe. Oprócz trzech podjazdów cały dzień na blacie (52T). Asfalt na trasie na Węgry jest ok dla trekkinga, fatalny na szosówkę. Część już wymieniają, ale ciężarówki i tak walą tamtędy zamiast autostradą. Dzień zwierzakowo tez całkiem fajny: od borsuka na Magurze, przez tysiąc boćków i saren, po lisy i kilka fajnych owadów. Temperatura oscylowała od 11*C do 39*C żeby na koniec znów wrócić na poziom 10*C.


Jak zwykle - milion zdjęć:
Wschód słońca w Sekowej © wojtekjg

Mgiełka w dolinie Zdyni © wojtekjg

Na Slovensku © wojtekjg

obrazek ze Stebnicką Magurą w tle © wojtekjg

jak zwykle - w stronę Magury © wojtekjg

Zborov hrad góruje nad wioską © wojtekjg

Zborov z podjazdu © wojtekjg

rzepak pod górami © wojtekjg

za "Bramą Svidnicką" © wojtekjg

straty materiałowe po szlifowaniu asfaltu © wojtekjg

Vel'ka Domasa © wojtekjg

kościółek po drugiej stronie wody © wojtekjg

Agapanthia villosoviridescens © wojtekjg

wietrznie pod Slaneckimi vrchami © wojtekjg

mój ulubiony obrazek - Zempleni-hegyseg już tuż tuż © wojtekjg

Węgry witają © wojtekjg

Czas poprawiony ;) © wojtekjg

ścieżka rowerowa w stronę Hollohazy © wojtekjg

wreszcie zimna, węgierska Pepszi :) © wojtekjg

Mocny wiatr na zachód towarzyszył mi przez 3/4 dnia © wojtekjg

podjazdy węgierskie © wojtekjg

rzut okaz na Fuzeri var © wojtekjg

Huta szkła w Hollohazie © wojtekjg

Hollohaza to przyjemne miasteczko zatopione w górach © wojtekjg

na przełęczy nad Hollohazą, po lewej, pod lasem, podjazd © wojtekjg

zakręty w stronę granicy Hun-Sk © wojtekjg

zjazd z Koszycami w tle © wojtekjg

Skaros i widoki © wojtekjg

Moldava n/Bodvou © wojtekjg

jazda w stronę Jasova i gór © wojtekjg

pawilon przy Jasovskej jaskyny © wojtekjg

przyjemna droga doliną w stronę Stosu © wojtekjg

spojrzenie w tył na podjeździe © wojtekjg

patelnia © wojtekjg

źródełko pod przełęczą © wojtekjg

Smolink i Mnisek w dole © wojtekjg

rzut oka na zakręty zjazdu © wojtekjg

kapliczka na zakręcie zjazdu © wojtekjg

pozłacana cerkiew w Smolniku © wojtekjg

Margecany - kamieniołom rozwalający pół góry © wojtekjg

w końcu przełęcz i widoki - autofotka cieniowa z tłem © wojtekjg

tak, stamtąd przyjechałem © wojtekjg

a tam muszę zjechać © wojtekjg

zjazd koło rzepaku © wojtekjg

zachód słońca za Presovem © wojtekjg

Volovske vrchy o zachodzie © wojtekjg

hrad na wzgórzu w Kapusanach © wojtekjg

Konieczna i świetlista tablica oznajmiająca granicę PL-SK © wojtekjg

Gorlice - spalony, obdarty...ale rower cały ;) © wojtekjg


CLIMB: avg- 2%, max-10%

Dane wyjazdu:
332.68 km 0.00 km teren
11:02 h 30.15 km/h:
Maks. pr.:72.50 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy:2993 m

Cy setki, cy (najważniejsze) przełęcze, (prawie) cy tysiącki hore...

Czwartek, 10 maja 2012 | Komentarze 20

Gorlice-Nowy Sącz-Tylmanowa-Ochotnice-Przełęcz Knurowska(846m)-Nowy Targ-Jabłonka-Przełęcz Krowiarki(1012m)-Zawoja-Białka-Jordanów-Rabka Zdrój-Mszana Dolna-Przełęcz Przysłop(750m)-Kamienica-Zabrzeż-Nowy Sącz-Cieniawa-Ptaszkowa-Grybów-Ropska Góra-Gorlice

Kolejny punkt programu treningowego przed Radlinem, Arek postanowił zabrać się ze mną z uwagi na moje zapewnienia, że cały czas prowadzę.
Wyjeżdżamy o 6 rano, gdy mgły zeszły trochę w doliny. Mimo to początek jest wolny przez wilgoć i poranny wiaterek. Do Sącza idzie w miarę (gdybym mógł inaczej przejechać to bym w ogóle o to miasto nie zahaczał..), tutaj szybkie śniadanie i pomykamy dalej pod wiatr. Pierwszy dłuższy podjazd to Przełęcz Knurowska przez Oochotnice - 19km, początek połogi, końcówka stromsza, około 400m przewyższenia i dół doliny z wiatrem, wyżej pod wiatr. Zjazdy jak zawsze fantastyczne, z super widokami, wchodzimy w mocne zakręty z 40tką na liczniku. Przez Targ przelatujemy jak najszybciej, zatrzymujemy się na ulubionych lodach włoskich Arka i tankowaniu bidonów w Czarnym Dunajcu. Od skrętu na Zubrzycę wiatr pomaga, jedzie mi się fantastycznie, muszę przeczekiwać na brata. Na zachmurzonych Krowiarkach jesteśmy po 160km około godziny 13tej. Asfalt na zjeździe zrąbany po zimie, na dodatek wiatr przeciwny - ale 22km zjazdu i tak są fajne. Do Jordanowa jak zwykle dwie hopy (pod 2km i 6% każda) i serpentyny do rynku, do Skomielnej idziemy jak burza z rozpędu i nawet się nie zorientowałem kiedy wjechaliśmy do Mszany. Tu znów tankowanie, nad rzeczką, Arek czuje powoli nogi, a przed nami jeszcze około 10km podjazdu na Przysłop. Idzie to powoli ale dojeżdżamy. Zjazd doliną Kamienicy taki se, dziura na dziurze w asfalcie, dopiero na końcu zaczyna być gładko. Do Sącza walka z wiatrem od czoła, ciągnę niby te 35-38km/h ale idzie topornie. I niestety - znów Nowy Sącz. Przy jednym z krawężników 'ścieżki rowerowej' Arek łapie gumę. Lekko wkurzony i trochę podłamany zaczyna reperację, a ja idę szprycować się sterydami do KFC. Za chwilę wracam do remontów, bo Arka zapas jest też wadliwy, musi użyć mojego (tym razem już dobrego). Sporo nerwów, wyjazd na Cieniawę też niestety 'śmieszką rowerową', żeby nie dostać mandatu. Opierdzielam pedestrianów na lewo i prawo gdy włażą mi pod koła... Cieniawa to męczenie, zjazdy do Grybowa są szybkie, choć już w półmroku. Potem podjazd na Ropską i nocne 65km/h na zjeździe. W Szymbarkach i Ropicach świecą się lampy co ułatwia rozpędzenie się do 40tki i trzymanie tego do Gorlic. O włos mijam znów kota, dosłownie o centymetr. Na koniec wpadamy w Gorlicach na Maćka-uwaga, uwaga-jadącego na ROWERZE!!!! :P
Zdecydowanie za dużo postojów - liczyłem na zamknięcie się w 13, 14h (czas brutto to 15,5h), nie wziąłem nawet lepszej lampki. Średnia to oczywiście rzecz względna, można byłoby podnieść gdybym nie czekał na brata lub nie zwalniał na jego prośbę, ale oczywiście nie mam do niego żalu, takie uroki jazdy grupą. Dyspozycja dziś, mimo nie zawsze dobrego wiatru i sporego męczenia miejscami - doskonała - momentami aż fruwałem na podjazdach. Nie było takiej potrzeby więc przez cały dzień nie zrzuciłem z blatu (52T) ;))


Pogoda dopisała, zrobiliśmy kilka tysięcy zdjęć. Osoby o słabych nerwach mogą od razu wyłączyć stronę ;)

Z rana syćko musi być zapięte na ostatni guzik © wojtekjg

Chełm z rana © wojtekjg

podjazd z Pieninami Gorlickimi w tle © wojtekjg

na Mont Ropskiej © wojtekjg

męczenie górki do Ptaszkowej © wojtekjg

płaaaasko przed Łąckiem © wojtekjg

pierwsze górki nad Tylmanową już w zasięgu wzroku © wojtekjg

o! darmowy zając! © wojtekjg

odsłonięcie w Tylmanowej © wojtekjg

w górę doliny w Ochotnicy Górnej © wojtekjg

stromsza sekcja podjazdu na Knurowską © wojtekjg

Przełęcz Knurowska, wykorzystywana do tranzytu od lat ;) © wojtekjg

przełęcz w całej okazałości, nad nią - tereny GorczańskiegoPNu © wojtekjg

Tatry ze zjazdu na Knurów © wojtekjg

i oczywiście Pieniny z Jeziorkiem (Czorsztyńskim) © wojtekjg

landszafcik © wojtekjg

okolice Starego Bystrego, Babia w oddali © wojtekjg

Kawałek jeszcze został do przejechania... © wojtekjg

cycek Babiej w oddali © wojtekjg

Coooraz bliżej © wojtekjg

na podjeździe na Krowiarki © wojtekjg

mocne dociśnięcie pedału na końcówce © wojtekjg

fotka pamiątkowa-jedni się cieszą, drudzy się smucą;) © wojtekjg

zjazd z Sokolicą w tle © wojtekjg

W Zawoi, z Diablakiem w tle © wojtekjg

ładowanie kaloriami © wojtekjg

ciągle tylko zjazdy i zjazdy... © wojtekjg

mozolny, 7% podjazd © wojtekjg

serpentynki w Jordanowie po raz kolejny dają w kość © wojtekjg

przed Rabką - powrót w Gorce © wojtekjg

pomykamy w stronę Mszany Dolnej i Szczebla(na horyzoncie) © wojtekjg

za dużo słońca w Mszanie © wojtekjg

w stronę Przysłopu © wojtekjg

zaczna się robić stromo... © wojtekjg

Przełęcz Przysłop i rzut oka w Dolinę Kamienicy w stronę Przełęczy Borek © wojtekjg

zjaaaazd Doliną Kamienicy © wojtekjg

Zabytki Starego Sącza na tle Pasma Przehyby © wojtekjg

ofiara ścieżki rowerowej... © wojtekjg

Rosochatka z Ropskiej Góry © wojtekjg

spojrzenie na drogę do domu podczas ubierania się stosownie do temperatury © wojtekjg


Pozwolę sobie wrzucić jeszcze sto zdjęć zrobionych przez Arka (głównie dla samouwielbienia ;)):
podhalańska jazda © wojtekjg

pedałuję w stronę Babij © wojtekjg

wysokość 1012m npm powala, ledwo można ustać na nogach... © wojtekjg

delikatnie smyram moją wierną maszynę... © wojtekjg


CLIMB: avg-3%, max-8% (na co drugiej górce)

Dane wyjazdu:
392.61 km 0.00 km teren
16:38 h 23.60 km/h:
Maks. pr.:67.70 km/h
Temperatura:
Podjazdy:4500 m

Słowackie góry uczą.... masochizmu !!

Wtorek, 14 czerwca 2011 | Komentarze 10

A co, sądziliście, że napiszę, że uczą pokory?? Akurat!:P

WCZORAJ TZN. DZISIAJ

A co mi tam, dodam se dziś :)

Pokrótce trasa (zdjęcia, mapkę, profile podjazdów z mrożącymi krew w żyłach opisami- dodam jutro jak tylko doczołgam się do kompa :P):

Gorlice-Grybów-Ptaszkowa-Nowy Sącz, Krościenko n/Dunajcem-Sromowce-Sedlo Magurskie-Spisska Bela-Velka Lomnica-Poprad-Vernar-Stratena-Mlynki-Spisska Nova Ves-Levoča-Uloza-Brutovce-Nizny Slavkov-Lipany-L'ubotin-Leluchów-Krynica Zdrój-Polany-Wawrzka-Ropa-Gorice.

Kilka najważniejszych przemyśleń z trasy:
-Wilk ma rację, przyszłością długich tras nie są pętle tylko liniowe odcinki i transport konwencjonalny z powrotem
-chcesz nauczyć się jeździć na szosie po górach - jedź w Levocske vrchy. Większość asfaltów nówka, część zajechana, podjazdy typu średnia 9% z sekcjami po 15%x3, po 3 dniach dobra noga murowana
-nie żartuj z Policią słowacką, gdy pokazują Ci lizak (w Levočy, dla przykładu) nie mów żartem "allll.. o szszzzo choziiii, Panie Majorrrzzzzzze?" :P
NA PEWNO będziesz dmuchał. Ale - mam ustnik jako namacalną pamiątkę z wycieczki

Trasa miała być w wersji hard, ale po wyjechaniu i odczuciu warunków (90% wiatr w twarz, wilgoć dolinach cały czas, chłodno na przełęczach na zachód od Spisškej Novej Vsi) zmieniłem ją na szybko. Nie chcę myśleć jak byłbym wypluty po planowanej :)

(niby mój rekord dobowy ale - ani styl ani przebieg wycieczki mi się nie podobał, takie kręcenie żeby ukręcić..chociaż- nie do końca, po decyzji skrócenia zacząłem intensywniej zatrzymywać się na zdjęcia, narzekać, że jestem głodny i niewyspany etc . :) )

DZIŚ CZYLI DZIEŃ PO

Jakoś tak chwilę czasu mi się znalazło, w fabryce trochę luzu, to i postanowiłem zrobić średnio spontaniczną wycieczkę. Trasę miałem wychuchaną już od dawna, wahałem się co do kół ale ostatecznie wsiadłem na Rumaczka, bo nie sprofanuję szosy bagażnikiem i sakwami.

Wyjazd chwilę po północy, wiatru prawie nie czuję, Ropska i Grybów wchodzą fajnie. Koło Ptaszkowej ubieram się cieplej, już ja wiem jak tam fajnie bywa w dolinie Kamionki. Sącz pada po 1h45min, czyli jest nieźle, miasto ciche, wymarłe nawet. Kolejny postój przed Starym Sączem i dalej ogień. Wszystko psuje się w Zabrzeży - silniejszy wiatr, w twarz i w bok, zaczyna robić się mgliście czyli wilgoć z Dunajca już podchodzi. Wpływa to i na tempo pokonywania tego właściwie płaskiego (lekko pod górkę) i dobrego asfaltowo odcinka i powoduje kręcenie na siłę co widzę po tętnie - ponad 150bpm na prostej to na mnie sporo.
W Krościenku kupuję herbatę na stacji i spożywam bułę - średnią mam ponad 26kmh po 90km więc nie jest najgorzej, chociaż - dopiero teraz zaczną się góry.
Słońce łapie mnie na podjeździe na Przeł. Hałuszowską,
Wschodzik nad Gorcami
Wschodzik nad Gorcami © wojtekjg
za przełęczą łapią mnie też mgły z jezior.
Mgły z jeziora
Mgły z jeziora © wojtekjg
Siadam na przystanku i czekam na słońce, bo jestem trochę zmarznięty i zawilgocony. Zdaję sobie tutaj sprawę, że nie zrobię planu, muszę skrócić trasę. Od tego momentu więcej zatrzymuję się na przerwach jedzeniowych, na zdjęcia i żeby ponarzekać sobie na żywot :))
Wschdzik nad Pieninami
Wschdzik nad Pieninami © wojtekjg

W Niedzicy skręcam na Spisšką Starą Ves i mknę na Rel'ov i Magurské sedlo. Podjazd piękny - średnio 8% z sekcją pod 15%. I widoki.
Na Magurske sedlo
Na Magurske sedlo © wojtekjg
Na górze posiłek, foto i zjazd.
Magurske sedlo
Magurske sedlo © wojtekjg
Zza liścia
Zza liścia © wojtekjg
Ale zjazd przerywany bo znów atakują widoki. Zjazd na Spisšką Belę, przez Kežmarok trasą Jarnéj klasiki i do Popradu.
Zjazdy w stronę Popradu
Zjazdy w stronę Popradu © wojtekjg
Kotlina przedtatrzańska
Kotlina przedtatrzańska © wojtekjg
Tatry z drogi na Poprad
Tatry z drogi na Poprad © wojtekjg
Wjeżdżając do miasta patrzę na Kral'ovą hol'ę, przemykam w stronę autostrady i boczną drogą i ścieżką rowerową pod Tatrami na Spisšké Bystré. I znów na trasę Jk, tylko w drugą stronę,
Trasa Jarnej
Trasa Jarnej © wojtekjg
przynajmniej teraz popatrzę sobie na widoczki :))

Lekko pod Vernár - ładna miejscowość zatopiona w górach, i zaczyna się podjazd na Vernárské sedlo.
Podjazd z Vernara
Podjazd z Vernara © wojtekjg
Taka trochę masakra - ponad 5km średnio z 9% z kilkoma sekcjami po 15%. Nawet nie cyknąłem zdjęcia, staram się utrzymać powyżej 10km/h jadąc spokojnie na siodełku i nucąc I'm Easy Liona Ricziego w wykonaniu FaithNoMore'sów.
Wjeżdżam w Slovenský raj. Mijam turystyczną Dobšinska L'adovą Jaskynę, jakiś tunel kolejowy przecinający górę i zjeżdżam na Stratenę. Chwila zamieszania, bo skręcam w terenową ścieżkę (mógłbym dopisać sobie z 15km terenowo) na Hnilec, ale za to widzę kilka (!) przelatujących pięknych P.apollo.
Tory przez góry w Slovenskym raju
Tory przez góry w Slovenskym raju © wojtekjg Niepylaczek w dolince
Niepylaczek w dolince © wojtekjg
Jeziorko międyz górami
Jeziorko między górami © wojtekjg
Wracam na trasę, podjeżdżam na kolejną przełączkę w rytmie Daft Panka z Tronu:Legacy (tak mnie jakoś wzięło ostatnio, stwierdziłem, że to będzie dobre na jazdę) i z góry patrze na Dedinky i Palcmanską Maše. Lekki zjazd na Mlynki, asfalt się trochę psuje i podjazd. Znów 5km i znów znak 12%, który Słowacy bardzo lubią (nie jest to średnia ale ogólne oznaczenie trudności podjazdu).
Podjeżdżam. Cierpię, fizycznie cierpię. Na dole i na zjazdach było chłodno więc przywdziałem rękawki (za Pieninami niebo było zachmurzone, robiło się momentami chłodno), teraz raz chłodno raz gorąco, nie wiadomo co robić. I stale w górę po podziurawionym asfalcie, stałe nachylenie około 6-7%. Ze dwa razy jest mocniej. W końcu wytaczam się na przełączkę, chwila posiadówy, bo jest strumyczek i można się pochlapać i chwila zjazdu. Radość trwa 3 sekundy - zjazd dziurawy, tak, że wywala mi stawy (sama nie czuję kiedy rymuję :P), po tym kilometrze kolejny 3km podjazd, jeszcze stromyszy/stromiejszy - albo mi się tak tylko wydaje. Kolejna dziś przełęcz powyżej 1000m npm. I nareszcie zjazd i to nie byle jaki - ponad 10 km, na dobrej nawierzchni, aż do Spisškiej Novej Vsi. Chwila odpoczynku i przeliczenia zapasów, sił i czasu. Decyduję się na odpuszczenie Spisškiego hradu (a szkoda, potem żałowałem, bo przełęcz na tamtej trasie byłaby lżejsza i co ważniejsza - znajoma) i mykam do Levočy. W mieście policjant macha mi lizakiem. Z niedowierzaniem pytam czy to ja mam zjechać na pobocze, okazuje się, że tak - ja. Już myślałem, że to przez kask (na Słowacji obowiązek jest do 16, bodajże, roku życia, reszta - obowiązkowy poza terenami miejskimi), bo na podjazdach zdejmowałem, poza tym rozsypała mi się regulacja na dobre. Panowie prowadzą akcję bezpieczeństwa dla rowerzystów i pytają, czy nie dmuchnę sobie. Dmuchnąłem. Wyszło zero (chociaż niedawno wciągnąłem mus energetyczny bananowo-jabłkowy). Pogadaliśmy, popodziwiali moje zdjęcie w dowodzie :P , poradzili założyć kask za miastem i pojechałem. Właściwie to pierwszy raz kiedy dmuchałem w alkomat świadomie :))
Levoča
Zjazd do Levocy
Zjazd do Levocy © wojtekjg
Za Levočą skręcam na Brutovce, moją ulubioną wioskę w Levocskych vrchach (takie tam zażyłości jaskiniowo-nietoperzowe). Ale najpierw trzeba wjechać na Uložę. A kiedy myślisz, że już jesteś na górze, po pokonaniu stromego podjazdu (5km, średnio 9%)
I z podjazdu na Levocske
I z podjazdu na Levocske © wojtekjg
Spisski hrad z góry
Spisski hrad z góry © wojtekjg
i zawitaniu u pramena św. Kristofa, kiedy się lekko wypłaszcza, następuje kolejna część podjazdu. Ta stromiejsza część. Na górze widoczki na Spisski hrad i fajny zjazd. W dół idzie aż do Olšavicy. Nie pamiętałem czy na Brutovce trzeba jeszcze podjechać, wszystko wyjaśnia się gdy widzę przekaźnik, który stoi za wsią, nade mną. Kolejne 2km z 6%. Za Brutovcami zjazd po dziurach, po starej wojskowej drodze, w 2008r pomykałem tam z sakwami 61kmh, teraz dociągam 60. Koła mało nie odpadają.
Ze Slavkova idzie już łatwo - hopki i interwały do Lipan, za Lipanami dwa mocniejsze podjazdy (ale krótkie) pod skałami z jaskyną Tunel,
Droga w stronę Granicy
Droga w stronę Granicy © wojtekjg
Resztki pienińskiego pasa skałkowego
Resztki pienińskiego pasa skałkowego © wojtekjg
próbuję nawet gonić wyprzedzający mnie ciągnik ale ileż można...:)
W okolicach Orlova, gdy robię zdjęcie Tatrom o zachodzie, mija mnie gość na krosowcu/trekingu. No to gonię, pokażę Ci jak się jeździ w Polszczy :P Skubany zapieprza nieźle, złożony na lemondce doganiam go przy Čirču.
Przemykam przez Most Wyszehradzki, podjeżdżam na Muszynę, po drodze do Krynicy zatrzymuję się na hot doga na Orlenie (chyba wyrobię sobie u nich kartę stałego :P) - przez cały dzień jadłem tylko to co miałem w sakwach: 5 bułek, 2 gruszki, 2 batony energetyczne, mus bananowy, baton białkowy, wypiłem 2 bidoniki wody i 2,5 litra Pepsi. Coś niewiele.
Za Krynicą oczywiście podjazd, ponoć tak jest w górach:P , z Krzyżówki zjeżdżam z czołówką, ubrany cieplutko w przygotowaniu na wilgoć w dolinie, bez szaleństw, nie przeskakuję 55kmh. W Florynce podejmuję męską decyzję - nie jadę przez Grybów, bo mnie znów skusi Orlen, jadę ostrzejszym ale krótszym podjazdem przez Wawrzkę. Chcę być w domu przez północą, żeby zamknąć się w 24h, jadąc przez Grybów i Ropską miałbym łatwiejszy podjazd i więcej km ale po co dokręcać tak na siłę, już lepiej zrobić rundkę po mieście.
Zjazd do Ropy idzie fajnie, od Ropy cisnę. Tak - cisnę, choć od 100 kilosów średnia na liczniku ani drgnie (równe 24kmh). Jeszcze tylko wyjazd na osiedle, tak stromy, że można by na nim rozgrywać końcówki klasyków wiosennych i w domu jestem chwilę po 23.30.

Zawsze chciałem pobić rekord dobowy w fajnym terenie. Można by równie dobrze kręcić się w okolicy Gorlic i też wyjechać 500km ale po co? Trasa była naprawdę wymagająca, warunki wcale nie ułatwiały sprawy, ale styl w jakim to przejechałem (nie średnia ale styl) wcale mnie nie zachwycił - można było się mniej opieprzać więcej kręcić. To na kolejny raz gdy nie będzie turystyki i nie wezmę aparatu :)
Kolejny wniosek z dziś - lemondka to jednak fajna sprawa na dłuższe trasy. Nauczyłem się jej mądrze używać i daje wytchnienie ręcom.
Koła koniecznie do wymiany (przednie ma 15tys., tylne- około 30k), tak samo opony - aż dziw, że nie pogubiłem szprych na tych dziurach i nie pękło mi nic w gumach.
Spaliłem ponad 3 kostki masła (627,1g tłuszczu), kcal nie mieszczą się w skali :)

Trasa zainaugurowała ostatnią fazę przygotowań do naszej wycieczki na Edelweissspitze
O Wyprawce nie było nic w Planach Na 2011 Rok, bo tam są tylko poważna rzeczy, nie jakieś tam wożenie dupy po górach :P